Dziś przyłączamy się do tłumu wiwatującego na cześć Syna Dawida, by za kilka dni skandować: „Nie tego, lecz Barabasza!”. „A we mnie samym wilki dwa: oblicze dobra, oblicze zła; walczą ze sobą nieustannie, wygrywa ten, którego karmię” (Luxtorpeda, „Wilki dwa”).
Jak połączyć dwa fragmenty Ewangelii odczytywane dziś podczas jednej celebracji? – zastanawiał się przed laty bł. Paweł VI. Pierwsza – świąteczna, radosna, rozpoznaje w Jezusie Triumfatora historii, Centrum rodzaju ludzkiego, Tego, który wyznacza godziny, lata i wieki. Druga – na odwrót – wydaje się negatywna, żałobna, opowiada o procesie Jezusa, Jego skazaniu, męce i ukrzyżowaniu. Obydwie przygotowują do wydarzeń, które rozegrają się w najbliższych dniach i które prowokują do niewygodnych, ale koniecznych pytań: o nasze pragnienia, potrzeby, los – nie ten materialny, ale wieczny, nieprzemijający.
„On wolny od grzechu cierpiał za grzeszników i nie mając winy przyjął niesprawiedliwy wyrok, aby odpokutować zbrodnie świata. Śmierć Chrystusa zgładziła nasze winy, a Jego zmartwychwstanie przyniosło nam zbawienie.” Trudno pozostać obojętnym wobec faktu, że ktoś zapłacił za mnie cenę swojej krwi. Dlatego liturgia Kościoła słowami dzisiejszej prefacji stawia nas wobec decyzji: powiedzieć Chrystusowi „tak” czy „nie” – zadeklarować chęć wiary czy jej brak – dostrzec w Nim zawsze wiernego przyjaciela czy postać historyczną.
Ewangelista mówi, że „ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze” (Mt 21,8); a św. Andrzej z Krety podpowiada: „Naśladujmy tych, co wyszli Mu na spotkanie, ale nie w ten sposób, by słać na drodze gałązki palm i oliwek oraz kłaść kosztowne szaty, lecz my sami, jak tylko możemy, rozścielmy się na ziemi w pokorze ducha i prostocie serca, abyśmy przyjęli nadchodzące Słowo i pochwycili Boga. (…) Nasze grzechy były czerwone jak szkarłat, teraz obmyci w zbawczych wodach chrztu osiągnęliśmy lśniącą biel wełny, ofiarujmy Zwycięzcy śmierci już nie gałązki palmowe, ale wieńce naszego zwycięstwa”.
Lekarstwem na duchową i egzystencjalną schizofrenię, na męczące bieganie „pomiędzy” jest mała, ale codzienna dawka Eucharystii, podczas której wybieramy Boga: po trzykroć Świętego, Pana Zastępów, którego chwały pełne jest niebo i ziemia. I nie jesteśmy z tym sami, ale wraz innymi ludźmi, aniołami i świętymi jednym głosem wołamy: „Hosanna…!”.