Myśląc o Chrystusie Królu możemy mieć różne skojarzenia. Sam tytuł jest przecież bardzo majestatyczny. Choć nie zaznaliśmy potęgi władzy królewskiej, czujemy dystans. Często też tak postrzegamy Boga: jako dalekiego, niedostępnego, który budzi lęk i niepewność.
A dziś nasz Król mówi zaskakujące słowa: byłem głodny, byłem spragniony, byłem przybyszem, byłem nagi, byłem chory, byłem w więzieniu (…). Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.
Chrystus Król mówi: dla ciebie stałem się najmniejszym. I bardzo prosto tłumaczy, że wiara w Niego prowadzi do uznania każdego człowieka za brata i decyzji miłości wobec niego. Jezus nie ucieka w ogólniki, ale rzetelnie wylicza konkretne sytuacje, w których możemy kochać. Z naszej strony nie ma już miejsca na roztrząsanie, komu warto pomagać, a kto nie jest godzien naszego zainteresowania. Często bowiem takie dywagacje kończą się tym, że nie pomagamy nikomu.
Nie możemy też zasłaniać się, że nie zrobiliśmy nic złego. Ewangelia gani dzisiaj zaniedbanie dobra, a nie jawnie złe uczynki. Elie Wiesel słusznie zauważył, że przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, ale obojętność. To ona jest murem, który skutecznie oddziela nasze serce od Boga i od człowieka.
Bardzo często słychać oskarżenia wobec Boga, że oto na świecie codziennie przydarza się takie czy inne nieszczęście. Mówimy, że jest wokół tyle zła. Martwimy się, że choruje ktoś bliski, że w pracy mam tyle problemów, że ktoś mnie źle potraktował… Ewangelia daje odpowiedź, dlaczego wśród nas są chorzy, starsi, głupsi, niedołężni. To w nich jest Chrystus, który każdemu z nas daje szansę dojrzałej i ofiarnej miłości. Od najmniejszych nie możemy przecież liczyć na żadną odpłatę. Taka do końca bezinteresowna miłość przynosi szczęście i otwiera drogę do nieba.
ks. Karol Skowroński |