O tym sposobie ratowania siebie – i, jak widać, również innych – nieraz powinniśmy usłyszeć w roku stulecia objawień fatimskich. Maryja nie tylko w Fatimie, ale wszędzie, gdzie się objawia, wzywa do modlitwy różańcowej. Należy dodać, że nie jako do sztuki dla sztuki, tylko z powodu grzechu, w którym grzęźnie świat, i dla naglącej konieczności pokutowania.
Wspomniana scena z Buonarottiego przypomina mi inną, analogiczną, z Dostojewskiego. Stawiam że z „Braci Karamazow”, choć może z „Idioty”. Otóż opowieść jest następująca: umiera skąpa bogaczka. Słyszy wyrok, że nigdy nikomu nie pomogła, wszystko tylko dla siebie. Już zaczyna się pogrążać w piekielnej czeluści, ale wciąż próbuje się rozpaczliwie bronić, i wtedy nagle sobie przypomina: „Nieprawda, raz dałam jednemu żebrakowi cebulkę! Dałam, pamiętacie?”. „Rzeczywiście, skoro tak...” – podają jej z nieba tę cebulkę ofiarowaną niegdyś biednemu i zaczynają starą wyciągać. Czuje bogaczka – coś ciężko idzie. Spogląda w dół, a tam jakiś potępieniec schwycił ją za nogę, tamtego kolejny i jeszcze kolejny, i próbują się ratować razem z nią. Baba w krzyk: „To moja cebulka! Moja! Ja ją dałam!...” I w tym samym momencie cebulka się zerwała, a nieszczęsna, co to jednak zawsze tylko dla siebie, raz na zawsze runęła w otchłań.
Oba te obrazy pokazują, że jednak piekło – to nie są inni. Raczej to, że „z bliźnim się możesz zabliźnić”. I jeszcze że przykazania miłości Boga nie da się oddzielić od przykazania miłości bliźniego. Myślę, że warto sobie o tym przypominać w tym czasie, gdy nie bez powodu szczególnie wskazany jest nie tylko post, ale także modlitwa i jałmużna.