25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Pawiak

Ocena: 0
7066
Był największym i najokrutniejszym więzieniem politycznym w okupowanej Polsce. Przez Pawiak – w drodze na śmierć lub do kacetów – przeszło sto tysięcy więźniów.
Członkowie konspiracji, wykładowcy akademiccy, nauczyciele, wojskowi, przypadkowi przychodnie z ulicznych łapanek: wśród więzionych na Pawiaku byli robotnicy i arystokraci, świeccy i duchowni, komuniści i katolicy, starzy i młodzi, w tym o. Maksymilian Maria Kolbe i ks. Roman Archutowski – dziś jeden święty, drugi błogosławiony, Janek Bytnar „Rudy” czy zmarła niedawno prof. Anna Pawełczyńska. Około 60 tys. więźniów wywieziono do niemieckich obozów koncentracyjnych, najwięcej do KL Auschwitz, także do Ravensbrück, Gross-Rosen, Majdanka, Stutthofu, Sachsenhausen, Mauthausen-Gusen, Dachau. Prawie 37 tys. zginęło w egzekucjach, zostało zamordowanych w czasie przesłuchań na Szucha lub w celach albo zmarło w szpitalu więziennym. Masowe zbrodnie na Pawiaku w maju 1943 r. wstrząsnęły Warszawą. Na murach domów, tablicach ogłoszeniowych, nawet chodnikach pisano: „Pawiak pomścimy”.

Żeby tylko zachorować

– Byłem wtedy w grupie sabotażu działającej w ramach Związku Walki Zbrojnej – mówi Stanisław Zalewski, były więzień Pawiaka, prezes ZG Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych. – Komórka konspiracyjna miała kryjówkę w dawnej fabryce kamieni młyńskich, przy ul. Szerokiej, dziś ul. Kłopotowskiego. Zatrzymali nas 13 września 1943 r., malowaliśmy napisy na budynkach – opowiada pan Stanisław, wówczas 17-latek. Zanim z kolegą znaleźli się na Pawiaku, trafili na przesłuchanie w al. Szucha.

– Najpierw poczekalnia: w długim pokoju z rzędami pojedynczych siedzeń, zwanym „tramwajem”, siedzieli nieruchomo więzień za więźniem. Z pokoju przesłuchań dobiegały odgłosy bestialskiego wymuszania zeznań. Na ścianie wisiały narzędzia do bicia. Nas przesłuchiwano godzinę, po czym odwieziono na Pawiak. Trafiliśmy z kolegą do jednej celi, dzięki czemu mogliśmy ustalić jedną wersję zeznania – wspomina Stanisław Zalewski.

W celi byli już: marynarz, 10 chłopaków z Szarych Szeregów i przechodnie z łapanki. – Cela była tak przeludniona, że spaliśmy w poprzek na podłodze na jednym boku, co 2-3 godziny na komendę obracając się na drugi – wspomina pan Stanisław. Plagą były pluskwy, które mimo zawiązywanych nogawek i rękawów znajdowały nieosłonięte części ciała. Spadały z sufitu na twarz.

I ten nieustanny strach, podsycany przez Niemców. – Ledwie usnęliśmy, na korytarzu rozlegał się stukot butów gestapowca. Potem szczęk otwieranej celi, padało nazwisko jednego tylko więźnia. Wyprowadzano go na zewnątrz, po czym rozlegał się strzał. I tak przez całą noc. – Którejś nocy otworzyły się drzwi naszej celi – opowiada pan Stanisław. Współtowarzysza zdążyli tylko pożegnać wzrokiem. Działania obliczone były na zastraszanie, by łatwiej wydobyć zeznania. W dzień odbywały się masowe egzekucje więźniów, na terenie wtedy już zrujnowanego getta.

Dzień zaczynał się na Pawiaku o szóstej rano, od meldunku stanu każdej celi. Potem była tzw. obórka, czyli 4-5 minut dla każdej celi na pobyt w toalecie znajdującej się w korytarzu, wszystko biegiem. Pawiak był przeludniony. W celi 3-4 osobowej więziono nawet 20 osób. Oddział męski z miejscami na około 800 więźniów, w okresie szczytowym miał 2750 mężczyzn, oddział żeński zwany Serbią zapełniało 750 kobiet, czyli trzy razy więcej niż wynosiła liczba miejsc w celach.

Więzień otrzymywał na śniadanie dzienny przydział chleba oraz półlitrowy kubek wodnistej zbożowej kawy, na obiad miskę zupy z liści buraków, brukwi, zatęchłych ryb, zgniłych kartofli i robaczywego grochu. Na kolację półlitrowy kubek kawy. Dzienna racja żywieniowa dostarczała około 600-800 kcal. Po śniadaniu i obiedzie samochód „buda” kursował z więźniami na Szucha, na przesłuchania.

Choroba była dla więźnia wybawieniem. – Niemcy bardzo bali się tyfusu, wesz czy świerzbu. – Trafiłem ze świerzbem do izolowanej celi. Stamtąd nie zabierano nas na przesłuchania, nie szykanowano. Czuliśmy się jak w sanatorium – wspomina Stanisław Zalewski. Niemcy dawali skuteczny preparat do smarowania rąk i po tygodniu choroba ustępowała. – Zdrowiejący i opuszczający izolatkę zachowywali część zakażonej powierzchni i przez podanie ręki „przekazywali” świerzb innym więźniom. To była nasza samoobrona. Można było choć na chwilę oderwać się od więziennego koszmaru – wspomina Stanisław Zalewski.
PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 25 kwietnia

Czwartek, IV Tydzień wielkanocny
Święto św. Marka, ewangelisty
My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego,
który jest mocą i mądrością Bożą.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mk 16, 15-20
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter