24 kwietnia
środa
Horacego, Feliksa, Grzegorza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nie idę z duchem czasu

Ocena: 0
6817
Jak mawiał Herbert, talent w sztuce nie wystarczy, trzeba jeszcze mieć charakter. Ewa Błoch ma jedno i drugie. Choć życie jej nie oszczędza, potrafi pokonać każdą trudność. Wszystko dzięki Bożej Opatrzności.
Śpiewała od zawsze. Od dziecka wiedziała, że za pomocą piosenki potrafi wyrazić więcej niż inni poprzez tysiąc słow.

– Kiedy poszłam do szkoły, oświadczyłam wychowawczyni, że będę śpiewaczką w radiu – mówi Ewa Błoch. – Choć wygłosiłam oświadczenie pewnym głosem, było to trochę niewypowiedziane pytanie: czy to w ogóle możliwe? Ja, niewidoma dziewczynka, śpiewaczką?

A jednak. Czas pokazał, że dzięki uporowi i wytrwałości góry można przenosić. Kiedy Ewa rozpoczęła naukę w szkole muzycznej, prof. Skwara rozwiał jej wątpliwości. „Oczami się nie śpiewa – powiedział. – Zobacz, ja jestem łysy i żyję”. I tak się zaczęło.

– Były koncerty, śpiewanie na obozach, na pielgrzymkach – wspomina Ewa Błoch. – Aż wreszcie, tuż przed wybuchem stanu wojennego, wyszłam do publiczności z bardzo świadomym repertuarem. Wtedy postanowiłam, że będę śpiewać pieśni, które wyrażają moje najgłębsze przekonania, głównie religijne i patriotyczne.

Lata 80. minęły pod znakiem nocnych nagrań pod auspicjami ojców pijarów. Były koncerty w kościołach i domach kultury. Głos Ewy miał w sobie mistykę, która poruszała do głębi. Po roku 1989 okazało się, że media otworzyły swe podwoje dla twórców muzyki chrześcijańskiej. Tak rozpoczęła się przygoda z Polskim Radiem i telewizją publiczną. Wydawało się, że kiedy piosenki z płyty „A ja żyję” przez wiele miesięcy nie schodziły z listy przebojów, kariera Ewy ruszy z kopyta. Ale szybko okazało się, że pomimo zmian ustrojowych w mediach publicznych wciąż brakuje miejsca dla niepokornych. Współpraca z telewizją zakończyła się ostatecznie po nagraniu pilotażowego odcinka programu, jaki miała prowadzić z Anną Dymną. Decydenci uznali, że program nie nadaje się do emisji, ponieważ Ewa jest zbyt radykalna.

– Wyszło na jaw to, co od dawna sama podejrzewałam – mówi Ewa. – Nie pasuję do współczesnego świata. Nie idę z duchem czasu. Mam swój styl.

To wtedy Ewa podjęła decyzję, że ze swoją twórczością pozostanie w Kościele. Decyzję radykalną i według standardów światowych niemądrą. A jednak nie żałuje. Dziś mówi, że widzi najgłębszy sens twórczości, kiedy śpiewa psalm podczas Mszy Świętej. To jest pełnia.

Medialną karierę przerwały nie tylko problemy z telewizją. Życie Ewy Błoch wkroczyło w nowy, zaskakujący rozdział. – Jak każda kobieta marzyłam o rodzinie – wspomina. – Ale byłam przekonana, że w moim przypadku to niemożliwe. To, że w moim życiu pojawił się mąż i dzieci, było dla mnie podarunkiem od Pana Boga. Choć byliśmy związkiem niesakramentalnym – przyznaje. – Jednak bez względu na sytuację życiową zawsze byliśmy blisko Kościoła. Duża w tym zasługa naszego proboszcza ks. Kuflikowskiego, który znał naszą sytuację, a mimo wszystko potrafił włączyć naszą rodzinę we wspólnotę parafialną. „Ewa i Tomasz żyją Ewangelią” – mówił.

Narodziny każdego z trójki dzieci były wielką radością. Nawet wtedy, gdy okazało się, że najmłodsza Cecylka jest dzieckiem niepełnosprawnym i nigdy nie będzie chodzić. Niesprawna ruchowo i intelektualnie dziewczynka, wymagająca kosztownej rehabilitacji i całodobowej opieki, jest dla rodziny nie lada wyzwaniem.

– Da Bóg dzień, da i radę – odpowiada Ewa, kiedy ludzie pytają, jak ona, niewidoma i niezamożna, poradziła sobie z problemem przerastającym często zdrowych i bogatych. – Ja nie planowałam dzieci, Pan Bóg je za mnie zaplanował. Kiedy pojawia się problem nie do udźwignięcia, trzeba Jemu oddać ster.

O tym, że Opatrzność czuwa nad ich rodziną, przekonała się wielokrotnie. Jak choćby w chwilach, kiedy trudności finansowe wydawały się nie do rozwiązania. Często kiedy bezradnie rozkładała ręce zastanawiając się, z czego zapłaci rachunki, nagle pojawiał się listonosz z pieniędzmi z ZAiKS-u. Wiara pomogła rodzinie przetrwać niejedną burzę. Zwłaszcza ostatnią, kiedy umarł Tomek. Był to cios, z którego do dziś trudno się podnieść.

– Nie zawsze potrafimy od razu zrozumieć sens cierpienia. Nie zawsze łatwo jest wierzyć – przyznaje Ewa. – A jednak świadectwa świętych krzyczą, że Bóg jest. A skoro tak, to mogę tylko powtórzyć za św. Piotrem: Panie, do kogoż pójdziemy?

Każdy, kto chce wesprzeć rehabilitację córki Ewy Błoch, może to zrobić wpłacając pieniądze na konto Fundacji Dzieciom „Zdążyć z pomocą” z dopiskiem „Dziedzic Cecylia 1629”.


Iwona Świerżewska
Idziemy nr 1 (330), 1 stycznia 2012 r.
fot. Iwona Świerżewska/Idziemy
PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter