Czym jest niesłabnący napływ migrantów dla chrześcijan w Europie? – mówią bp Dominique Rey i prof. Rémi Brague.
Francja – gdy chodzi o liczebność mieszkającej tam mniejszości muzułmańskiej czy jej monitorowanie – nie panuje nad sytuacją już od wielu lat. A tym bardziej obecnie, gdy kraj zalewa fala imigrantów z Afryki oraz Bliskiego Wschodu. Nie dziwi więc, że w debatę nad tym problemem włączają się największe umysły.
Jednym z najciekawszych głosów w tej debacie jest wywiad, którego bp Dominique Rey, ordynariusz diecezji Fréjus-Toulon, oraz Rémi Brague, filozof, profesor Sorbony i laureat Nagrody Ratzingera, udzielili katolickiemu portalowi FamilleChretienne.fr.
Obaj rozmówcy – co wydaje się bardzo francuskie – obecność w ich kraju rosnącej w siłę społeczności muzułmańskiej uznają za fakt nieodwracalny, z którym trzeba się pogodzić. Dlatego odpowiedź na tytułowe pytanie wywiadu: „Jaka postawa wobec migrantów?” (Face aux migrants, quelle doit être l’attitude des chrétiens?) to nie są dywagacje, czy imigrantów przyjmować, czy raczej zamknąć przed nimi granice. Biskup Rey i profesor Brague podejmują w zamian – każdy na swój sposób – refleksję nad chrześcijańską Europą, jej kondycją i szansą, jaką otwiera przed nią „migracyjna katastrofa”.
Wszyscy jesteśmy przybyszami
– Jak nie myśleć o pochodzeniu ludu Bożego, kiedy patrzymy na łódeczki rzucane przez fale Morza Śródziemnego? Historia zbawienia jest ukształtowana przez wygnanie: Adama i Ewy z raju, Abrahama wędrującego z Ur do Kanaanu, Izraela w drodze do Ziemi Obiecanej... Nasze życie jest pielgrzymką nomadów do nieba, wykorzenianiem się z tej ziemi, aby zakorzenić się w Bogu – przypomina już na początku rozmowy bp Rey.
– To prawda, że „zainstalowani” na swojej ziemi, winniśmy pamiętać o „niewoli Egiptu”. Jednak nie jesteśmy narodem wybranym, ale tylko jednym z narodów świata, którego ochrzczona część jest wszczepiona w Izrael. Nie możemy aplikować wizji nomadów i nakazów Biblii wszystkim Francuzom, choć nie można zapomnieć, że judeochrześcijańskie korzenie Zachodu ukonstytuowała „inwazja barbarzyńców” – odpowiada prof. Brague.
Zastrzega jednak, że Zachód przyjmował przybyszów nie po to, by poddać się ich obcej kulturze. A i oni sami chcieli korzystać z dobrodziejstw zachodniej cywilizacji, co nie jest tak oczywiste w odniesieniu do dzisiejszej fali imigrantów.
Droga na dziś
– Co Francuzi zakorzenieni w swojej tradycji mogą dać pukającym do drzwi Europy? – pyta dziennikarz Samuel Pruvot.
– Nie można podzielić się z nimi naszymi korzeniami i uczyć ich „naszych przodków Galów”, przeszczepić im fikcji wspólnej przeszłości tak, by mieli wrażenie wspólnej przynależności. Ale z wiarą jest inaczej, ona jest przekazywalna, jak radość. Jest tym, co najlepszego możemy im zaoferować. Ale jaka jest nasza wiara? – pyta prof. Brague.
– Bóg, aby pokazać nam nową drogę na dziś, posługuje się wydarzeniami, których nie przewidywaliśmy. To droga nie tylko solidarności z uchodźcami, ale także droga, na której nasza wiara będzie poddana próbie i przemianie. Naszym, jako chrześcijan, obowiązkiem jest przyjąć wszystkich bez ich selekcjonowania, w ślad za przypowieścią o dobrym Samarytaninie i w duchu braterstwa – mówi bp Rey.
Odnajdywanie tożsamości
– Ta nowa droga jest – uważa bp Rey – odpowiedzią na lęk Zachodu przed islamem, związany z kryzysem tożsamości Europejczyków. – Dzisiejszy świat jest zniewolony przez mody i powierzchowność, a nasze postmodernistyczne społeczeństwo – skoncentrowane na sobie. Zatapia się w introspekcji. Jest hipochondryczne. Zgubiło sens tego, co niespodziewane, stąd na falę imigrantów reaguje szukaniem za wszelką cenę bezpieczeństwa – diagnozuje duchowny. Zastrzega jednak, że napływ imigrantów musi być regulowany i nie można przyjmować ich za wszelką cenę, nieważne, na jakich warunkach.
– Konfrontacja z innym kulturowo światem musi nas skłaniać do odzyskania oraz afirmowania naszej tożsamości chrześcijańskiej i narodowej, choćby poprzez odkrycie na nowo wartości Dekalogu. To wspólne dziedzictwo, które dzielimy i które buduje nasze „razem”.
Wobec islamu
Profesor Brague zwraca uwagę na potrzebę podjęcia przez Europę krytycznej, ale spokojnej refleksji nad swoją wiarą i tożsamością.
– Często nie uświadamiamy sobie, że islam to system norm rzekomo boskiego pochodzenia, porządkujący całe codzienne życie muzułmanów, co dość pochopnie nazywamy religią. To w rzeczywistości system polityczny, w który muzułmanie wierzą. Dlatego wielu z nich żywi tylko pogardę wobec sposobu, w jaki Europa zaprzecza swojej przeszłości, wyrzeka się swojej wiary, wstydzi się sama siebie. Nazywają Francję „krajem uległych”. Są zdegustowani, w szczególności słysząc, że próbuje się im odgórnie narzucić zasady „społeczne”, które europejskie klasy rządzących przedstawiają jako „zaawansowane”. I przeciwnie – wielu muzułmanów szanuje ludzi wierzących, pobożnych i odważnych, reprezentujących inne religie – tłumaczy prof. Brague.
Wielu muzułmanów żywi pogardę wobec sposobu,
w jaki Europa zaprzecza swojej przeszłości,
wyrzeka się swojej wiary,
wstydzi się sama siebie
Słynny filozof dodaje również: „dobrze jest mówić we Francji o dialogu międzyreligijnym, ale jeszcze trzeba mieć coś od siebie do powiedzenia”. – Wiarą można się dzielić nie tylko z muzułmanami, ale z każdym. I kiedy zgodzimy się mówić innym, co nasza wiara ma do zaoferowania, może ona być pociągająca. W każdym razie, wiara bez kompleksu jest niezbędnym warunkiem do tego, by przynajmniej być szanowaną – tłumaczy.
Czy – jak mówi Angela Merkel, tłumacząc Niemcom sens przyjmowania u nich muzułmanów – „kryzys imigracyjny” przyczyni się do odkrycia wartości chrześcijaństwa we Francji? Profesor Brague jest pesymistą. – We Francji z powodu generalnego zakazu myślenia na tzw. śliskie tematy, ogłaszane jako tabu, wiele rzeczy jest nie do pomyślenia. Jednak w Niemczech i większości krajów europejskich chrześcijanie są mniej blokowani, mniej wahają się nazywać rzeczy po imieniu. Warto więc w Europie się o to starać.
Radek Molenda |