19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Droga do trzeźwości

Ocena: 2
9122
– Nauczyłem się zmieniać to, co można zmienić, akceptować to, czego zmienić nie można, i odróżniać jedno od drugiego – mówi ks. Janusz Kalandyk, od dwunastu lat trzeźwy alkoholik
Z ks. Januszem Kalandykiem, proboszczem parafii w Kołacinku, rozmawia ks. Paweł Kłys


Kiedy zaczęła się Księdza historia z alkoholem?


Alkoholizm to choroba, którą nosimy w genach. Jej uruchomienie następuje już z chwilą pierwszego kontaktu z alkoholem. Ja także bezwiednie zacząłem jej ulegać. Jako młody ksiądz byłem zapraszany na imieniny, obiady, kolacje, grille. Okazja zawsze się znalazła. Kiedy siadałem do stołu, zazwyczaj jako jedyny duchowny wśród świeckich, proponowano mi trunek do posiłku. Nie odmawiałem. Takie okazje miały miejsce coraz częściej. Na spotkaniach kapłańskich także bywał poczęstunek z alkoholem. Z upływem lat zacząłem tracić kontrolę nad piciem i już na kieliszku się nie kończyło. Zdarzało się, że po imprezie siadałem za kierownicę i czując się wyśmienicie, wracałem do domu. Bywało i tak, że rano budziłem się we własnym łóżku, nie wiedząc, jak się w nim znalazłem. Urywał mi się film. Nie panowałem jednak nad sobą ani swoim zachowaniem. Byłem bezsilny wobec alkoholu, choć czułem, że moje picie nie jest normalne. Zazdrościłem tym, którzy częstowani alkoholem, potrafili sobie i innym powiedzieć: „nie”.


I co Ksiądz robił?


Wyrzuty sumienia sprawiły, że zamykałem się w swoim mieszkaniu na plebanii, wyłączałem telefon oraz domofon i piłem sam ze sobą. Gdy miałem alkohol, nie potrzebowałem nikogo, wystarczyło mieszkanie, kieliszek i ja. Zanim zacząłem picie, rozbierałem łóżko i nastawiałem budzik, by następnego dnia normalnie funkcjonować i podjąć obowiązki.


Udawało się tak żyć?


Przez jakiś czas tak. Doskonale się maskowałem. Pamiętam dobrze, to było na jednej z moich parafii. Piłem kilka dni. Skończyłem w sobotę po północy, a w niedzielę miałem odprawić Mszę św. Rano poszedłem do kościoła. Kiedy stanąłem przy ołtarzu, włączył mi się zespół abstynencki. Zaczęło mną trząść i nie mogłem wydobyć głosu. Zastanawiałem się, co zrobić. Przecież od ołtarza nie odejdę, a ludzie patrzą na mnie. Błyskawicznie wymyśliłem historię, że 10 minut temu dowiedziałem się o śmierci mojej babci, która wychowywała mnie, była dla mnie całym światem i nie jestem w stanie normalnie pełnić obowiązków. Wierni płakali, a proboszcz po zakończeniu Mszy św. dał mi wolne, abym mógł pojechać na pogrzeb. Ja z radością wróciłem najpierw do domu, a potem do znajomych, by pić dalej. Tymczasem moja babcia nie żyła już od dwudziestu lat. Byłem dobrym aktorem, a co najgorsze – ludzie mi wierzyli i dawali się oszukiwać.


Jak długo Ksiądz się z tym borykał?


Zaczęło się niewinnie, tak jak u większości: od spotkań koleżeńskich zaraz po święceniach. Choroba rozwijała się przez czternaście lat. Czternaście lat życia, czternaście lat kapłaństwa. Oczywiście, nie od razu zostałem alkoholikiem. Działo się to powoli, ale nabierało tempa. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji i z faktu, że dotknęła mnie choroba alkoholowa.


A jak to można nazwać? Nałóg?

Owszem, używa się określenia nałóg, ale jest to określenie błędne. To prawdziwa choroba, wymagająca leczenia i terapii. To choroba, która postępuje i ma pewne etapy. Ostatnim z nich jest śmierć. Alkoholicy to ludzie, którzy tę chorobę mają zapisaną w genach. Przez kontakt z alkoholem uruchamiają ją.


Takie rzeczy zapisane są w genach? Jak można to sprawdzić, jak to rozpoznać?

Są pewne symptomy. Po pierwsze, mocna głowa. Inni piją i się upijają, a ja mogę dużo więcej niż oni i jestem „trzeźwy”. Tak było w moim przypadku. Drugim sygnałem jest to, że człowiek, który może być uzależniony od alkoholu, postępuje według zasady: „Czym się strułeś, tym się lecz”. Każdy człowiek chce wydobrzeć na różne sposoby, a alkoholik? On bierze klina klinem. Trzecim sygnałem może być szukanie towarzystwa osób pijących i częstujących i zarazem unikanie innych spotkań przez wymówki typu „nie mam czasu”.


Czego lub kogo zabrakło na Księdza drodze życia?

Zabrakło mi wiedzy. Nie byłem w stanie rozpoznać początku i oznak choroby alkoholowej, więc gdy choroba się rozwinęła, byłem bezsilny. Alkohol kierował mną, a całe moje życie skupiło się wokół niego. Okłamywałem siebie samego, parafian oraz przełożonych. Dostałbym Oscara za aktorstwo. Gdy alkoholik jest w ciągu alkoholowym i musi się napić, uczyni wszystko, by zdobyć alkohol. Gdy wytrzeźwieje, powie – obieca – przysięgnie!, że więcej po alkohol nie sięgnie. Po kilku dniach, gdy organizm się zregeneruje, wszystko zacznie się od nowa, zgodnie ze schematem przebiegu choroby alkoholowej.
PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 kwietnia

Czwartek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 44-51
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter