Do upadku komunizmu św. Jan Paweł II często przypominał o tym, że wolność religijna jest podstawowym wymogiem godności ludzkiej i uprzedza wszelką pozytywną normę. Laickość państwa nie może być rozumiana jako agnostyczne pogardzanie wszelką religijnością. A tak jest wówczas, gdy religijność osoby, jej ukierunkowanie ku transcendencji, jest przedstawiana jako nienaukowe zjawisko i owoc społecznego lub kulturowego niedorozwoju, który trzeba przezwyciężyć. W takiej perspektywie neutralność państwa bardziej niż nie-wyznaniowa jest de facto anty-wyznaniowa.
Sobór Watykański II stwierdził jasno, że Kościół katolicki promuje wolność religijną. Deklaracja „Dignitatis humanae” wyjaśnia, że Kościół ma na celu głoszenie „prawa osoby i wspólnot do społecznej i obywatelskiej wolności w sprawach religii”. Aby można było korzystać z tej chcianej przez Boga i wpisanej w naturę ludzką wolności, nie należy stawiać jej przeszkód, ponieważ „prawda narzuca się sumieniu tylko siłą siebie samej”. Społeczeństwo i państwo nie powinny zmuszać osoby do działania wbrew jej sumieniu ani zabraniać zgodnego z nim działania.
Nauka o wolności religijnej nie jest jednak moralną zgodą na przylgnięcie do błędu ani rzekomym prawem do błędu. Czyli zachowuje się obowiązek poszukiwania prawdy i dzielenia się tym, co uważa się za taką. Inaczej mówiąc wolność religijna jest fundamentem prawdziwego dialogu i apostolstwa. Promowana zaś tyrania relatywizmu polega na tym, że faktycznie odrzuca się możliwości istnienia prawdziwej religii. Każda, która za taką się uważa, jest traktowana jako niebezpieczny fundamentalizm. Już nie Prawda wyzwala – jak głosi Jezus – to wolność czyni, że ktoś staje się prawdziwy.
Chrześcijanie nie mogą dziś rezygnować ze swych obywatelskich praw. Zachowując zawsze wierność wobec nauczania Kościoła, trzeba aktywnie sprzeciwiać się rozlewowi „czarnej fali” wojującego laicyzmu, który chciałby zamknąć Boga wewnątrz murów świątyń, w zakrystiach lub w stęchłych książkach. Według ideologicznego relatywizmu Bóg nie ma prawa do przemawiania, co najwyżej pozwala mu się być Wielkim Milczącym Obserwatorem.
ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski |