Próżno szukać wśród nich jedności. A że właśnie święcimy 11 listopada, przytoczę słowa znakomitego – ignorowanego przez mainstream – barda Lecha Makowieckiego: „Przez 20 lat II RP Jozef Piłsudski potrafił z trzech diametralnie różnych, ukształtowanych przez zaborców rodaków stworzyć jeden wspaniały naród. Twórcom III RP udało się w podobnym czasie skutecznie Polaków podzielić” (za: „Uważam Rze” 33/2011). Tak jak obecnie, podzieleni nie byliśmy nawet w czasach głębokiego komunizmu. A sytuacja wielu kluczowych dziedzin życia w Polsce każe pytać parafrazą słynnej „Naszej klasy” Jacka Kaczmarskiego: co się stało z naszym krajem?
NOWE STARE ELITY?
– Przed rokiem 1918 i po nim mieliśmy sytuację łatwiejszą. Cel, jaki wtedy stawał przed Polakami, był dla nich jasny: jednolite, silne państwo. W 1989 roku natomiast panował zamęt co do celów. U początku II Rzeczypospolitej Polacy różnili się w wielu ważnych kwestiach: społecznych, ekonomicznych, w tym jak rozwiązać relacje z sąsiadami, jednak w kwestii suwerenności Polski nie było zasadniczych różnic. I widać to było m.in. w edukacji. Młodzież wyrastała na polskiej poezji romantycznej i nikt tego kanonu nie podważał – tłumaczy prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog i filozof społeczny Uniwersytetu w Bremie. Jaką edukację mamy dziś? Coraz uboższą listę czytanych tylko we fragmentach lektur i jedną lekcję historii tygodniowo.
– Po 40 latach komunizmu Polskę czekały przemiany bardziej jeszcze gruntowne niż po wyjściu spod zaborów. Struktury państwa były bardziej zniszczone. Zrobiono z nas zatomizowaną masę; zniszczono całkowicie polskie elity, a na ich miejsce władza ludowa stworzyła elity nowe, które po 1989 roku w znacznej części się spod komunizmu wyzwoliły. Ale to wszystko są ludzie, którzy dobrze w tym reżimie funkcjonowali, korzystali z jego mecenatu i tworzyli na jego potrzeby. Tak było np. z Andrzejem Wajdą, który zaczynał od filmu „Pokolenie” (1954). Na przykładzie Czesława Miłosza można z kolei prześledzić, jak bardzo ulegali ideologii. Miłosz także w pewnym momencie się wyzwolił, ale co z tego, skoro do końca życia pozostał człowiekiem lewicy? I takie są w dużej mierze dzisiejsze elity. Były oczywiście także przykłady chlubne, jak Zbigniew Herbert, ale to nie zmienia ich całościowego obrazu – przyznaje prof. Krasnodębski.
W miejsce autorytetów
Polakom daje się dziś celebrytów
– Te elity mają inne priorytety niż budowa państwa czy ustalanie granic. Wzmacnianie suwerenności Polski to dla nich anachronizm. A za przykładem elit idą zwykli ludzie. W efekcie dzisiejsi Polacy w większości zajmują się jedynie swoim życiem – niezainteresowani polityką, widzący świat przez seriale telewizyjne i „Taniec z gwiazdami”. To wyznacza poziom ich aspiracji. W miejsce autorytetów mają celebrytow. Ale tak jest na świecie wszędzie. Jest też grono osób politycznie aktywnych, świadomych, kiedyś nazywanych inteligencją, grono bardzo jednak podzielone. Są w końcu tacy, którzy szanują historię i patriotyzm, ale Piłsudski to dla nich nie jest wzór na dzisiejsze czasy – podkreśla prof. Krasnodębski.
DLA KOGO NAJWAŻNIEJSZA?
Rząd polskich dusz dzierżą dziś tacy ludzie jak Kuba Wojewódzki czy Daniel Olbrychski i Marek Kondrat. Pierwszy z nich woła za Norwidem: „Niechże nie uczą mię, gdzie ma ojczyzna” i jednocześnie przekonuje, że „podejrzany jest stan umysłowy człowieka liderującego tłumkowi, który dzisiaj śpiewa >>Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie<<”. Ten to przedstawiciel współczesnej elity kulturalnej w styczniu tego roku o Januszu Palikocie mówił, że jest „ożywczym strumykiem”, „w tym, co robi, jest masa precyzyjnego, inteligentnego zdrowego rozsądku, a przy tym nie szkodzi nikomu”. Olbrychski „z ogromną radością przyjmuje fakt, że ktoś taki istnieje”, bo Palikot „na jakikolwiek temat zabierał głos, było to fachowe i przemyślane”.
Z kolei Marek Kondrat nie wahał się młodzieży na Przystanku Woodstock 2010 tłumaczyć: „Polska nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest życie. To, żeby być z niego zadowolonym. Nikt nie będzie mnie stawiał pod pręgierzem wyborów, że albo jestem patriotą, albo nie jestem. Patriotyzm to rzecz intymna. Jesteśmy gromadą ludzi. Dopiero w drugiej kolejności Europejczykami, a potem Polakami. A patriotyzm to nic innego, jak spacer po kraju, po zmysłach. Mamy niestety taką schedę po romantyzmie, że wydaje nam się, że wiemy, jak ma żyć cały naród. A ja przecież nie wiem, co czuje ktoś, kto mieszka w Kutnie”.
Na uroczystościach patriotycznych 15 sierpnia 2010 r. w Ossowie
miejsca dla VIP-ów świeciły pustkami (fot. ks. Henryk Zieliński)
W niespełna cztery miesiące po tragedii smoleńskiej Kondrat żalił się młodym ludziom, że „w przekonania polityków wkrada się mistycyzm, jakieś dziady, palenie zniczy” i radził: „Zyskałem wolność dzięki pieniądzom. Mówi się, że szczęścia nie dają, ale druga teoria mówi, że należy się o tym samemu przekonać”.