Minęła właśnie – 23 maja – 130. rocznica śmierci Cypriana Norwida. Teksty tego autora warto czytać zawsze, ale w tym czasie zachęcam do tego czytelników „Idziemy” w sposób szczególny. Norwid wciąż może nas niemało nauczyć i powiedzieć wiele prawdy – czasem gorzkiej – o naszej kondycji jako ludzi, chrześcijan, Polaków i Europejczyków. W tej rubryce zajmuję się jednak raczej nie tekstami, ale słowami. Przyjrzyjmy się zatem temu, co Norwid pisał właśnie o słowie.
Rzeczownik słowo w XIX wieku miał wiele znaczeń: ‘wyraz’; ‘wypowiedź’; tekst’, ‘język’; ‘obietnica’; ‘przysięga’ – te przetrwały do dziś, ale też m.in. ‘czasownik’ – to znaczenie zaginęło. W tekstach poety znaleźć można przykłady użyć słowa we wszystkich tych znaczeniach. Wiele z nich jest dość zwyczajnych (np.: Autor – słowo greckie; Deotyma wcale żeńskiego słowa nie uprawia; dotrzymać słowa rycerskiego), wiele też jednak jest bardzo głębokich, oryginalnych, metaforycznych. Bardzo interesujące są wśród nich takie użycia, w których słowo oznacza Boski Logos lub wprost Chrystusa. Tak jest m.in., gdy relacjonując dzieje ludzkości, pisze Norwid, że w pewnym momencie Na całym świecie pozostało / Jedno pragnienie wielkie, by Słowo się stało – czyli, by narodził się Chrystus.
Jest Norwid autorem poematu „Rzecz o wolności słowa”, w którym dzieje ludzkości ukazuje przez pryzmat rozwoju właśnie tytułowego słowa. Wiele uwagi poświęca w tym utworze problemowi zniewolenia słowa. Widzi je przy tym nie tylko – a nawet nie przede wszystkim – w przypadku cenzury politycznej, lecz także w przypadku zakłamania w relacjach międzyludzkich, a także w relacjach człowieka z Bogiem. Odróżnia w związku z tym prawdziwą, głęboko rozumianą wolność słowa od wolności objawiania słowa – czyli wolności używania języka. Tworzy też opozycję słowo wewnętrzne – słowo zewnętrzne. To pierwsze jest darem Boga, obecnym w człowieku Boskim świętym pierwiastkiem twórczym. To drugie – ma wymiar jedynie doczesny, jest czysto ludzkie, podporządkowane wyłącznie celom komunikacyjnym, zewnętrznej formie, jest podatne na manipulację i zafałszowanie. O nim właśnie pisze poeta, że chciało Stawić sobie miasto Babelu napiętrzne – historia wieży Babel jest dla Norwida przykładem tego, do czego może doprowadzić przerost słowa zewnętrznego nad wewnętrznym. Jednak i o współczesności z ubolewaniem pisze, że słowo w XIX wieku Pojęte jest technicznie, zamiennie, wekslowo / I tylko: jako środek – i o żadnej dobie / Jako cel…. Tymczasem słowo nie jest tylko narzędziem komunikacji, a więc wartością użytkową; przede wszystkim jest wartością samą w sobie – choćby dlatego, że jest darem Boga, na który trudno odpowiedzieć jedynie językiem: Sam głosu nie mam. Panie, dałeś słowo / Lecz wypowiedzieć któż ustami zdoła?
Jak widać, Norwid może stać się dla nas nauczycielem tego, jak z uwagą i szacunkiem podchodzić do różnorako rozumianego słowa i dbać o nie, jak go właściwie używać i jak nie zatracać jego Bożego wymiaru.
dr Tomasz Korpysz |