fot. samer daboul / Pexels
Chciałabym skontrolować swój lęk. On mną rządzi. Podejmuję niewłaściwe decyzje życiowe pod jego wpływem, a nie z wolnej woli. Mam nawracające wspomnienia sytuacji lękowych.
Słowo „kontrola” źle się nam kojarzy. W psychologii najczęściej mówi się o „nadkontroli” – lękowej, nerwicowej próbie ogarnięcia otaczającego nas świata. Tymczasem życie dojrzałe wymaga od nas autokontroli, czyli samoopanowania. W teologii mówimy o cnotach kardynalnych. To roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie, męstwo. Królową jest tu cnota umiarkowania. Niszczy nas wspomniana nadkontrola – zbyt silna postać stłumienia czy zahamowania własnych emocji, zachowania.
Potrzebna jest kontrola pozytywna. Polega ona na tym, że pozwalamy sobie odczuć swoje emocje, uczucia, nazwać je, przeżyć i wyrazić w pewnej pożądanej osobiście formie. Nie pomaga stałe rozważanie sytuacji lękowej. Skuteczne jest wzbudzenie przeciwnych emocji i postaw. Na przykład lęk równoważy się przez gniew, przez determinację „niech się tak stanie”, przez pytanie „i co z tego wynika?”. Możliwe jest też odwrócenie uwagi od sytuacji lękowej. W celu zredukowania strachu przedegzaminacyjnego student ogląda film akcji, uczeń włącza grę komputerową. Dla nas chrześcijan dużo skuteczniejsze i najgłębiej działające jest oddanie sytuacji lękowej Bogu. „Jezu, Ty się tym zajmij”, różaniec, powtarzanie aktów strzelistych, „Jezu, ufam Tobie” są sprawdzonymi formami pomocy.
Lęk wywoływany przez wspomnienia o przeszłości traktujemy jako sygnał do pracy nad sobą lub do modlitwy za kogoś. Kiedy jednak nie mamy na to czasu, sił i potencjału, męczące wspomnienia zastępujemy zestawem nowych, ciekawych, inspirujących myśli. Przypomina to tłumienie. Niekiedy jest jednak usprawiedliwione.
Znamy doraźne sposoby przezwyciężania presji nadmiernego lęku: wolne, głębokie oddechy, dobrana muzyka, rozciągające ćwiczenia fizyczne czy samoinstruowanie się: „Teraz weź się z Bożą pomocą do pracy”.
Przy poważniejszych, długotrwałych napięciach lękowych trzeba pomocy zewnętrznej: od Boga i od ludzi. Z kimś mądrym i dobrym uznajemy naszą sytuację za mniej groźną. Uczymy się, rozwijamy, zyskujemy narzędzia i doświadczenia. U niedoświadczonych występuje okrzyk: „wszystko albo nic”. Doświadczony stopniuje wagę lęku. Stopniując, stosuje sposoby kontroli osobno lub wszystkie naraz. Radością wieku dojrzałego jest fakt, że możemy już powiedzieć: kierujemy emocjami, a nie one nami.