Choszczykowie chcieli się jednak muzycznie realizować. Tak powstała grupa „Kavaa” z wokalistką Kavą, która w swojej muzyce profesjonalnie łączy pop, soul i jazz. Zadebiutowali w 2008 r. z singlem „To nasze lato” i potem albumem „Po prostu tak”. Potem były trasy koncertowe, dziesiątki wizyt i występów w ogólnopolskich mediach, po których pozostały liczne ślady na YouTube. Były artykuły prasowe, współpraca z tuzami polskiej sceny, a nawet programu w TV – pozornie własny – „Klinika sukcesu”. Jednak w listopadzie 2009 r., kiedy wydawało się, że drzwi do kariery są otwarte, „Kavaa” definitywnie zawiesiła działalność.
– To prawda, że w pewnym momencie miałam ochotę być celebrytką. Nieważne, czy jako Dorota Choszczyk, czy jako Kava, byle mnie rozpoznawali. Nawet zaczęłam się dziwić, że ludzie nie rzucają się na mnie, prosząc o autografy. I to był moment, kiedy zrozumiałam, że nie tego tak naprawdę chcemy, że nie idziemy w dobrym kierunku. Zapytałam Marka: czy tego akurat chce od nas Bóg? I odkryłam, że bardziej czuję się sobą jako Dorota w czasie modlitwy uwielbienia przed Najświętszym Sakramentem, niż jako Kava w telewizji – wspomina Dorota. – To był także moment oprzytomnienia, że w tej branży popularność się kupuje. Kiedy przestaliśmy pchać własne pieniądze w promocję zespołu, skończyło się też zainteresowanie mediów. A przecież prezentowaliśmy kawał dobrej muzyki. To także był znak, że Bóg ma dla nas inne plany – dodaje z uśmiechem Marek.
Pierwszy po reaktywacji „Eo Nomine” koncert odbył się, symbolicznie, w dniu beatyfikacji Jana Pawła II. Ale to nie był już ten sam zespół: nie popisywał się, ale zapraszał do wspólnej modlitwy i – jak dawniej – przekazywał nauczania Jana Pawła II. Do tego Choszczykowie całkowicie postawili na Opatrzność Bożą, żyjąc jedynie z tego, co ktoś im dał w związku z koncertami, które grali od czasu do czasu. Wciąż jednak szukali swojej drogi. Znaleźli ją w posłudze ludziom, dla których ich dawne dokonania ani blichtr tego świata nie miały już żadnego znaczenia.
W sierpniu 2013 r., kiedy mama Marka umierała w Hospicjum Opatrzności Bożej w Wołominie, przychodzili do niej i przy okazji do innych konających pacjentów, by modlić się swoim śpiewem przy nich i za nich. I odkryli, że to jest to!
– I znowu Jan Paweł II okazał się idealny, ponieważ pokazał, jak godnie można żyć i umierać, w pełnym pokoju i z uśmiechem na twarzy odchodzić. I tak właśnie ci ludzie odchodzą. Czy również za sprawą naszego śpiewu? To wie tylko Bóg. Ale staramy się, by nasze uwielbienie Boga stało się także ich uwielbieniem w chwili przejścia do innego życia – tłumaczy Marek.
Przyjeżdżają, chodzą z pokoju do pokoju, przystają przy każdym łóżku, śpiewają trzy, cztery piosenki, i to najczęściej wystarczy. Jeśli pacjent lub jego rodzina sobie tego nie życzą, wychodzą. Ale personel mówi, że otwierają serca i kruszą skały. I umierających, i ich rodzin. Nieraz płyną łzy. Czasem Marek z Dorotą modlą się nad kimś w stanie agonalnym, od lat obrażonym na Boga. I zdarza się, że ta osoba „wraca do żywych”, jej stan poprawia się na tyle, że prosi o księdza, spowiada się, przyjmuje sakramenty, i wtedy umiera.
Choszczykowie do wołomińskiego hospicjum jeżdżą tylko raz w tygodniu. Chcieliby częściej i nie tylko tam, jednak – jak mówią – mają tylko tyle pieniędzy, by wlewać benzynę do samochodu i jechać. Wszystkie przychody z koncertów przeznaczają na swoją hospicyjną działalność, dlatego zależy im, by dawać tych koncertów jak najwięcej. Ich posługę docenia ks. Piotr Krakowiak SAC, Krajowy Duszpasterz Hospicjów, dając im znakomite referencje i zachęcając m.in. proboszczów, by wspierali dzieło pomocy hospicjom poprzez zapraszanie „Eo Nomine” do ich ośrodków, a także darowiznę na ich działania.
Każdy, kto chciałby zaprosić zespół na koncert połączony ze świadectwami z posługi w hospicjum jest proszony o kontakt na Facebooku „Eo Nomine”, e-mailem: kluczyklidia@gmail.com lub telefonicznie: 601 660 880.
Radek Molenda |