Byli więźniowie Zofia Posmysz-Piasecka i Stanisław Frączysty
w 2006 r. w Oświęcimiu przekazali Benedyktowi XVI znicz,
który papież postawił przy ścianie śmierci
w 2006 r. w Oświęcimiu przekazali Benedyktowi XVI znicz,
który papież postawił przy ścianie śmierci
– Na moim życiu, zawodzie i pisarstwie najbardziej zaważyło doświadczenie Oświęcimia – mówi.
– W literaturze obozowej – ocenia Ernest Bryll – po jednej stronie jest Tadeusz Borowski, po drugiej obok Zofii Kossak-Szczuckiej i Wandy Półtawskiej – Zofia Posmysz-Piasecka.
Z Krakowa do Oświęcimia
Jej rodzinne strony to okolice Krakowa, z którym wiążą się najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa. Rodzinny dom stał w Prokocimiu. Wakacje ze siostrą Janką i bliźniakami Józią i Józefem spędzała zwykle u dziadków, blisko Kalwarii Zebrzydowskiej. – Na Matki Boskiej, 15 sierpnia, dziadzio zaprzęgał siwka, wkładał do woza koszyk śliwek i jechaliśmy do Kalwarii Zebrzydowskiej, mijając po drodze pielgrzymki śpiewające: „Gwiazdo śliczna, wspaniała, kalwaryjska Maryja” – opowiada. – W Wielkim Tygodniu jeździliśmy z dziadziem na Misteria Męki Pańskiej do Kalwarii. Były to przeżycia poruszające, nieraz zdarzyło mi się płakać. Pieśni wielkopostne lubię śpiewać do dziś – opowiada.Wybuch wojny przerwał wszystko. Pierwsze informacje o KL Auschwitz przyniósł do domu pracujący na kolei tata. Niedługo obóz miał stać się jej doświadczeniem.
Aresztowanie nastąpiło podczas tajnych kompletów. Gestapo zabrało niespełna 19-letnią wtedy dziewczynę razem z trzema kolegami. Jeden miał przy sobie ulotki. Na gestapo potwierdził, że koleżanka nie ma z tym nic wspólnego. Dlatego dla niej wcześniej skończyły się brutalne przesłuchania. Po sześciu tygodniach pobytu w więzieniu na ul. Montelupich trafiła do Oświęcimia. Pierwszym szokiem była obozowa kąpiel: w cementowych kadziach jeden metr na dwa, z mydłem, które przypominało zlepek piasku i olejów. – Woda była brązowa. Nie chciałam wejść. I wtedy dostałam po twarzy od anwajzerki [więźniarki funkcyjnej]. Pierwsza noc była straszna. Miliony pcheł nie pozwalały zasnąć. Pobudka o 3.30, na śniadanie do picia płyn przypominający herbatę i resztka kromki chleba, którą trzeba było zachować z kolacji. Potem apel i o 6.00 wyjście do pracy w pole.
Rozgłos przyniósł jej film „Pasażerka”, zrealizowany na podstawie książki pod tym samym tytułem. Wyreżyserowany przez Andrzeja Munka – z doskonałą grą Aleksandry Śląskiej i Jana Świderskiego – otrzymał w 1964 r. nagrodę Międzynarodowej Krytyki w Cannes i Wenecji. Książka tłumaczona była na kilkanaście języków, na jej podstawie powstało libretto opery „Pasażerka” Mieczysława Weinberga. Zofia-Posmysz Piasecka nagradzana była wielokrotnie jako pisarka, autorka scenariuszy filmowych, słuchowisk radiowych i widowisk Teatru Telewizji. Za nagrodę swojego życia uznaje otrzymaną w ubiegłym roku statuetkę TOTUS, wręczoną za „głęboką chrześcijańską refleksję o życiu i ludzkich losach, przekazaną w bogatej twórczości literackiej i radiowej oraz za krzewienie kultury polskiej w twórczości”. |
– Takie były pierwsze dni zagłębiania się w ten nierzeczywisty świat – wspomina. Kobiety mdlały przy rozdrabnianiu motykami zeschniętych skib ziemi. – Wracając do obozu, we cztery kładłyśmy sobie grabie na ramiona, a na nich niosłyśmy do baraków omdlałe koleżanki. Po miesiącu mnie spotkało to samo. Przy bramie z napisem „Arbeit Macht Frei” ocknęłam się, kiedy usłyszałam po niemiecku westchnienie esesmanki: „Boże, taka młoda”. To zawołanie z dającym się odczuć współczuciem wlało we mnie nadzieję na przetrwanie – wspomina.
Za ucieczkę jednej z więźniarek cała 200-osobowa grupa została skazana na karną kompanię. Głód był większy niż w obozie głównym, gdzie raz w tygodniu dostawało się większą rację żywności. Nadzór stanowiły cztery anwajzerki, Niemki po paroletnich wyrokach kryminalnych. Jeśli którąś z nas uderzył czy skarcił kierujący grupą esesman, one kończyły „dzieło”. Po dwóch miesiącach z 200-osobowej grupy do nowo otwartego kobiecego obozu w Birkenau wróciło ich 143. Dla Polek nowy obóz otwierał szansę na poprawę bytu – pracę w wewnętrznych komandach: pralni, łaźni, paczkarni, magazynach odzieży albo na kuchni.
– Trafiłam do obieralni kartofli. Czasem kucharki przyniosły kubek zupy. Głód przestał już tak doskwierać – wspomina pani Zofia. W listopadzie 1942 roku zapadła na tyfus. Mimo braku leków cudem wyszła z choroby, ale zachorowała na czerwonkę. Na blok chorych przychodzili więźniowie-lekarze. Jeden z nich, dr Janusz Mąkowski, przemycił lek. Po trzech dniach choroba ustąpiła.