Kino fantastyczne we wszystkich odmianach jest dziś najciekawszą częścią produkcji hollywoodzkiej, w której od lat brakuje nowych pomysłów i diagnoz. W filmowej fantastyce natomiast oglądamy obrazy totalitarnego świata jako konsekwencji kierunku, w którym zmierza zachodnia rzeczywistość, pełna niekontrolowanego postępu technicznego, wojen, rozmaitych katastrof, manipulacji genetycznych oraz rządów wielkich korporacji.
Taki obraz możemy oglądać w „Blade Runner 2049”, nowej wersji pamiętnego dzieła „Łowca androidów” Ridleya Scotta z 1982 r. Pracujący w Hollywood kanadyjski reżyser Denis Villeneuve, autor m.in. świetnych filmów „Sicario” i „Nowy początek”, zrealizował wyrafinowaną artystycznie, wizualnie i dramaturgicznie wizję odhumanizowanego świata. W świecie tym produkowane przez korporacje człekokształtne androidy kolejnych generacji zastępują ludzi. Zastanawiamy się: czy bohater filmu o symbolicznym imieniu K., likwidujący przestarzałe androidy, jest robotem, czy mającym duszę człowiekiem? To już nie jest bunt maszyn w powieści i filmów z pierwszej połowy XX w., lecz wizja dominacji produktów działalności ludzkiej nad człowiekiem.
W trakcie rutynowych czynności K. zaczyna prowadzić śledztwo w sprawie dziecka oddanego niegdyś do sierocińca. Zachowuje się jak prywatny detektyw z czarnych kryminałów lat 40. i 50. XX w. Tyle tylko, że Los Angeles i Las Vegas przyszłości są spowitą mgłą krainą, gdzie realne życie przenika się z wirtualnymi kreacjami. W trakcie długiej akcji wraz z bohaterem odkrywamy coraz mroczniejsze tajemnice z przeszłości. K. zostaje skonfrontowany z żyjącym w ukryciu starym bohaterem „Łowcy androidów”, z którym wspólnie dochodzą do prawdy. Końcowa afirmacja macierzyństwa wydaje się interesującym zwieńczeniem tego znakomitego od strony artystycznej filmu.
„Blade Runner 2049”, USA/Wielka Brytania/Kanada, 2017. Reżyseria: Denis Villeneuve. Wykonawcy: Ryan Gosling, Harrison Ford, Sylvia Hoeks, Jared Leto, Ana de Armas i inni. Dystrybucja: UIP