19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Śladami Kościoła ubogiego

Ocena: 4.6
6448

Prawie trzy tysiące kilometrów, dziesięć miast i dziesięć wspólnot. Bez samochodu, pieniędzy i kart płatniczych. W poszukiwaniu ubogiego oblicza Kościoła.

Zaczęło się od słów papieża Franciszka „pragnę Kościoła ubogiego i dla ubogich”, zasłyszanych gdzieś przypadkiem. Później było, też przypadkowe, spotkanie z kolegą kolegi, który miał pomysł na niesamowitą podróż. Następnie szybka decyzja i… w drogę!

– Zabrałem ze sobą tylko aparat, śpiwór, namiot i dwie bułki. Ostatnie 17 zł zostawiłem na przystanku pod Krakowem, z którego łapałem stopa – wspomina Patryk Świątek, autor książki „Dotknij Boga”, opowiadającej o tej niezwykłej podróży. – Chciałem odnaleźć miejsca, w których ludzie świadomie rezygnują z przywilejów, prestiżu i pieniędzy i wybierają życie z najbiedniejszymi z biednych. Takie, o którym nie usłyszymy w telewizji. Zrobiłem sobie dokładny plan i wyruszyłem. Bóg jednak szybko pokazał mi, że swoje plany muszę zostawić w domu, tuż obok portfela i karty do bankomatu.

Pierwszy adres: Mali Bracia Baranka w Choroniu. Po długiej podróży autostopem, zmęczony i głodny, Patryk zapukał do drzwi niewielkiego domku na odludziu. Odpowiedziała mu cisza. Jak na złość, braciszkowie chwilowo byli nieobecni. Niezrażony postanowił udać się do kolejnego punktu swej wędrówki: domu Braci Mniejszych Kapucynów w Częstochowie. Tam pod drzwiami burego familoku spędził kilka godzin w towarzystwie miejscowych kloszardów, którzy podobnie jak on liczyli na miskę zupy, nocleg i spotkanie z brodatymi braćmi. I podobnie jak on nie doczekali się gospodarzy. Kolejna noc pod gołym niebem, na śniadanie jagody, a do picia woda z kranu na stacji benzynowej. Kilka godzin jazdy autostopem do Warszawy. Następny adres: dom Małych Braci Jezusa przy ul. Brzeskiej, owianej ponurą sławą najniebezpieczniejszej stołecznej ulicy.

– Stałem nieprzytomny z głodu w obskurnej bramie, a miejscowe pijaczki rzucały w moją stronę nieprzyjemne spojrzenia. Z wielkim plecakiem bardzo się wyróżniałem, więc miałem nadzieję, że szybko wejdę na klatkę, zapukam, bracia mi otworzą i będę bezpieczny. Okazało się, że zapukałem i… po raz trzeci odpowiedziała mi głucha cisza. Byłem załamany. Pomyślałem, że adresy, które mam, tak naprawdę nie funkcjonują i trzeba wracać do domu. Postanowiłem jednak, że spróbuję jeszcze raz i pojadę do drugiego domu Małych Braci, do Izabelina. Tam wreszcie na nieśmiałe pukanie drzwi się otworzyły.


Ubodzy wśród ubogich

– Tamto doświadczenie było mi potrzebne, bym zrozumiał, że w tej wędrówce nic nie zależy ode mnie. Kiedy to pojąłem i pozwoliłem Bogu przejąć ster, zaczęły mi towarzyszyć niesamowite „zbiegi okoliczności”. Ktoś zabrał mnie autostopem i podwiózł niemal pod drzwi domu wspólnoty żyjącej charyzmatem ubóstwa albo członkowie jednej wspólnoty wskazywali mi następną, którą powinienem odwiedzić.

U Małych Braci Jezusa z domu w Izabelinie spędził tydzień. Jest to wspólnota o tyle nietypowa, że bracia nie noszą habitów, nie mieszkają w klasztorze, lecz żyją jak zwykli ludzie, w kilkuosobowych wspólnotach w najbiedniejszych dzielnicach miast. Pracują jak wszyscy, wykonując najprostsze zawody: są kasjerami w supermarketach, murarzami, portierami. Kiedy wchodzą w jakieś środowisko, starają się z miejscowymi zaprzyjaźnić, żyć tak jak oni i pośród nich. Swoim prostym, ubogim życiem dają świadectwo o Jezusie. Sami nie zaczynają rozmowy o Bogu. Chcą być tak czytelnym znakiem obecności Boga w świecie, by ludzie sami zaczynali ich pytać, skąd biorą siły, by żyć w ten sposób.

– Najtrudniej było nauczyć się prosić. Dotąd nawet jeśli o coś prosiłem, z tyłu głowy miałem już myśl, jak się odwdzięczę. Teraz musiałem prosić, nie dając w zamian zupełnie nic. Stawałem przed drzwiami wspólnoty, przed obcym człowiekiem, i z duszą na ramieniu prosiłem o jedzenie i nocleg. W ciągu dwóch miesięcy ani razu nie usłyszałem odmowy. To była prawdziwa szkoła pokory.

Przez jakiś czas Patryk pracował jako wolontariusz wśród sióstr „kalkutek”, czyli misjonarek miłości, opiekujących się bezdomnymi w Szczecinie. Pracował w kuchni, w łaźni, spał z kloszardami w jednej sali. Następnie trafił do wspólnoty Arka we Wrocławiu, gdzie zdrowi ludzie mieszkają z niepełnosprawnymi pod jednym dachem.

– Pobyt w Arce zmienił moje spojrzenie na niepełnosprawnych. Wcześniej, jak pewnie większość ludzi zdrowych, sądziłem, że ich życie to pasmo cierpień i smutku. Arka zdecydowanie łamie ten stereotyp. Śmiało mogłaby nazywać się „dom szczęścia”. Okazuje się, że po przełamaniu pierwszych barier kontakt z niepełnosprawnymi daje niesamowitą dawkę radości. Są tak prostolinijni i serdeczni, że w ich towarzystwie wszystko jest wesołe. Już po pierwszym dniu pobytu czułem się tam jak w domu.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter