29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Parafia w czerwonej strefie

Ocena: 0
5360
Przyjeżdżali do mnie ludzie z miejsc odległych nawet o 3 lub 5 tys. kilometrów, żeby ochrzcić dziecko czy wziąć ślub. Prosili tylko, by broń Boże nigdzie tego nie zapisywać – opowiadał kard. Kazimierz Świątek w niepublikowanej dotąd rozmowie z maja 1996 r.
Z kard. Kazimierzem Świątkiem (1914-2011) rozmawiali Tomasz Królak i Marcin Przeciszewski (KAI)


Kiedy jesienią 1933 r. zdobył Ksiądz Kardynał maturę i wstąpił do seminarium, był to nagły impuls czy jakoś stopniowo dochodził Ksiądz do decyzji?


Kiedy zdobyłem maturę, nasz prefekt zaproponował nam trzydniowe rekolekcje w Pińsku. Zamieszkaliśmy w budynku seminarium. Na zakończenie poszliśmy do katedry, żeby nawiedzić grób biskupa Zygmunta Łozińskiego, który zmarł w 1932 roku. Zeszliśmy do podziemi. Trumna była zamurowana, ale pozostawiono mały otwór, żeby można było jej dotknąć. Prefekt zachęcał nas, by to zrobić i pomodlić się o jakąś łaskę za wstawiennictwem biskupa, którego już dzień po jego śmierci uznano za sługę Bożego i kandydata na ołtarze. Uklęknąłem, położyłem rękę na trumnie i poprosiłem o dwie łaski: żebym w całym swoim życiu był wiernym sługą Chrystusa (choć wówczas myśl o kapłaństwie nawet przez myśl mi nie przeszła) i żeby moja mama żyła jak najdłużej. Kiedy wyszedłem z tych podziemi, poczułem, że coś się ze mną stało. Miałem już zaawansowane plany związane z filologią polską na uniwersytecie w Wilnie. Byłem wysportowanym, ruchliwym młodym chłopakiem. O kapłaństwie nigdy nie myślałem. I kiedy powiedziałem kolegom, że zamierzam zostać księdzem, wybuchnęli śmiechem. Przyjechałem do domu, gdzie wszystko już było przygotowane na mój wyjazd do Wilna, a ja mówię: „nie, niestety, może was zawiodę, ale zmieniłem decyzję i wstępuję do seminarium”. Oczywiście, sprzeciwów nie było. I tak 8 września 1933 r. zgłosiłem się do seminarium.


Czy klimat domu rodzinnego był szczególnie religijny?


Cóż, żyliśmy we trójkę: mama i ja z bratem, Edkiem, tata zginął jako legionista w obronie Wilna. Nie było dnia, żebyśmy rano i wieczorem nie uklękli do pacierza. W niedzielę chodziliśmy 4 km do kościoła. Sądzę, że początek mojej wiary i pobożności zawdzięczam mamie, która pilnowała nas, odpowiednio wychowywała, przybliżała do Boga i do Kościoła. Ale samo zdobycie powołania było bezpośrednią „akcją” sługi Bożego, biskupa Zygmunta Łozińskiego. Uważam, że to mój duch opiekuńczy, który mnie prowadzi przez całe życie. Wtedy, tam, przy trumnie połączyło się jakoś moje życie i całe kapłaństwo.


Jak wspomina Ksiądz Kardynał swoje lata w seminarium?


Seminarium w Pińsku dawało kapłanów, którzy później, w 95 procentach „tworzyli” kapłaństwo z prawdziwego zdarzenia, w duchu wielkiego wyrzeczenia, ofiarności, odrzucenia zainteresowań materialnych itd. To były cechy zasadnicze, odróżniające księży diecezji pińskiej od tych kształconych w innych seminariach. Moje kapłaństwo zaczęło się 8 kwietnia 1939 r. Święcenia otrzymałem w katedrze w Pińsku z rąk bp. Kazimierza Bukraby i poszedłem na wikariusza do Próżany, miasta powiatowego województwa brzeskiego. Od razu musiałem objąć całą parafię, bo proboszcz został zmobilizowany do armii polskiej jako kapelan wojskowy. Przez parafię przechodziły masy ludzi uciekających przed Niemcami, a potem przyszli Sowieci i 21 kwietnia 1941 r. w nocy KGB zabrało mnie do Brześcia.


Miał Ksiądz wcześniej jakieś sygnały, że może być aresztowany?


Wiedziałem, że prędzej czy później tak to się skończy, bo przede mną dziesiątkami aresztowani byli wszyscy Polacy. Taktyka była jedna i ta sama. Nie było oficjalnego zarzutu i oficjalnego orzeczenia o rozstrzelaniu. Wypisywali, co chcieli. W moim akcie oskarżenia były cztery artykuły z Kodeksu karnego ZSRR. Trzy, dotyczące m.in. szpiegostwa i dywersji, przewidywały karę śmierci przez rozstrzelanie, a jeden – za propagandę antyradziecką – 10 lat ciężkiej pracy w obozach.


Czy dla Sowietów kapłańska tożsamość Księdza była okolicznością „obciążającą”?


To była kwestia zasadnicza! Chodziło o ich ateizm, bezbożnictwo, które było maskowane wymyślaniem jakiegoś tam szpiegostwa itd. Ilu księży w ten sposób zginęło! W nocy z 21 na 22 czerwca 1941 r. Niemcy, dotychczasowy sojusznik, zaatakował ZSRR. Pamiętam, akurat patrzyłem w okienko celi. Raptem wybucha bomba, poleciało szkło, poczułem podmuch powietrza i zapach siarki. Tuż po tym wybuchu pomyślałem, że Sowieci zaraz nas powystrzelają. Nasłuchuję, ale – cisza, pouciekali. Kilka godzin później miejscowa ludność zaczęła rozbijać więzienie. I znalazłem się na wolności. Na mieście ni żywej duszy, ni Niemców, ni Sowietów, ni miejscowej ludności, a wszystkie bramy pozamykane. Parę dni się błąkałem, uciekłem oddziałowi Hitlerjugend i cztery dni szedłem piechotą do „swojej” Próżany – bez żadnych dokumentów. I szczęśliwie dotarłem. Wchodzę do pokoju, z którego zabrali mnie Sowieci, a tam siedzi niemiecki major. (...)

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter