I może to jest dzisiaj najważniejsze przesłanie księdza Jerzego?
Mówił, że każdy – dosłownie każdy – człowiek powinien troszczyć się o kogoś drugiego; że postawa solidarności z potrzebującym jest wyróżnikiem człowieczeństwa i ludzkiej godności. I że nie możemy bać się tego, co nazywa się cierpieniem, ponieważ cierpienie i miłość są ze sobą sprzęgnięte. Gdyby ks. Popiełuszko dzisiaj mógł żyć, to zapewne te sprawy by podnosił. Starałby się chronić ludzi przed tymi zniewoleniami, które teraz narastają i sprawiają, że nie czujemy się sobą, że bywamy zagubieni i zdezorientowani.Byłby duszpasterzem tych, którzy nie radzą sobie ze współczesnością?
Byłby, jak sądzę, takim człowiekiem, który idzie w miejsca, gdzie ludzie nie mają siły, żeby się przeciwstawić temu, co niesie liberalna wersja kultury. Bo za liberalnym projektem życia, który na zewnątrz wygląda wyjątkowo przyjaźnie, podskórnie kryje się ogromne zniewolenie. Świat powoli pęka. W takiej sytuacji wielką pomocą może być świadomość, że był ktoś, kto umiał w niebywale trudnej sytuacji pójść ewangeliczną drogą i nie krępował się wiary, że dla niego prawda i dobro innego człowieka były czymś fundamentalnym, że potrafił zrezygnować z siebie na rzecz innych ludzi, że integrował to, czego nauczał, z własnym postępowaniem.Jego hasło, przejęte od św. Pawła, „Zło dobrem zwyciężaj” jest chyba najlepszym przykładem integralności życia: jedności słowa i czynu. To hasło zrealizował?
Tak, zwłaszcza że on świadomie podjął oścień męczeństwa, powtórzył uczciwie drogę Chrystusa. Przyjmował cierpienie płynące nie tylko od rządzących, ale i z pewnych określonych sfer kościelnych, bo nie był wówczas postrzegany tak, jak być powinien. Pamiętam taką sytuację: wracamy, bodaj we wrześniu 1984 roku, samochodem do Warszawy z pogrzebu naszego wspólnego znajomego. Podczas jazdy mówię, jak dziś wiem, dosyć naiwnie – „Jurek, co ty się tak przejmujesz, nic ci nie zrobią, nie zabiją cię”. A on powiada: „wiesz, a ja myślę, że oni mogą to uczynić i boję się. Ale nie potrafię już się cofnąć, jestem na takim etapie życia, że muszę iść drogą, jaką mi Bóg wyznaczył”. I szybko dodał: „wiesz, że dochodzą do mnie głosy, żebym wyjechał za granicę, żebym podjął studia. Żebym przestał być tym, kim chce widzieć mnie Bóg. Ale ja nie mogę się sprzeciwić własnemu powołaniu, przecież ludzie mi wierzą, przyjmują, że mówię prawdę, że ich kieruję w stronę Chrystusa”. Ta rozmowa zrobiła na mnie, przyznaję, niezatarte wrażenie.
Czy jego przesłanie ma szansę przebić się do współczesnego człowieka?
To co możemy zrobić?
Najważniejsze jest, żebyśmy jako Kościół – w sensie hierarchii, ale także świeckich – nie zmarnowali tego dobra. Żebyśmy zachowywali stałe, ewangeliczne pragnienie zmiany świata, w którym żyjemy. Nie chodzi o ponawianie górnolotnych uroczystości czy nawet nabożeństw (choć są ważne), ale o to, żeby dzięki duchowej bliskości z księdzem Jerzym nasze decyzje i wybory polepszały jakość naszego życia, w wymiarze osobistym i społecznym. Żebyśmy mogli dawać o Bogu jak najpiękniejsze świadectwo. Wówczas będziemy szczęśliwi, będziemy otwarci na różnorakie wymiary świętości, dostępne wszystkim nam, bez wyjątku.***
Ks. Jan Sochoń (1953), urodzony w Wasilkowie na Podlasiu; profesor filozofii, poeta, krytyk literacki i eseista, biograf i wydawca pism bł. Jerzego Popiełuszki. Jest profesorem także w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie i na Papieskim Wydziale Teologicznym. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, PEN Clubu, Polskiego Towarzystwa Tomasza z Akwinu i Polskiego Towarzystwa Filozoficznego. Opublikował wiele książek filozoficznych, prac edytorskich oraz tekstów literackich i haseł encyklopedycznych. Ostatnio wydał: „Tama. Opowieść o życiu i męczeństwie księdza Jerzego Popiełuszki”, poezje „Obrót koła”; na dniach ukażą się eseje „Jak żyć chrześcijaństwem”. Strona internetowa: www.xsochon.pl
rozmawiała Barbara Sułek-Kowalska |