– Słuchajcie, rodzino – powtórzył, już z wypiekami na buzi – bo mam bardzo ważną wiadomość: w końcu listopada dostanę już komżę. I już będę prawdziwym ministrantem!
Uuuu! Rzeczywiście, nowina o dużym ciężarze gatunkowym! Rozległy się brawa i okrzyki, nasz wnuk dziewięciolatek poczuł się chyba usatysfakcjonowany, a jego tata i stryj skorzystali z okazji, żeby powspominać, jak to sami zostawali ministrantami, którymi zresztą są nadal. A ministranckie przeżycia to dla chłopca nowa jakość: ministrantem jest się po to – mówi młody stryjek – że można coś dobrego zrobić, coś fajnego przeżyć, mieć kolegów, pomagać i mieć z tego satysfakcję. I żeby się w Kościele nie nudzić, choć to może obrazoburczo zabrzmi, ale taka też jest prawda. – Pomyśl tylko, mamo – syn zmusza mnie do refleksji – czy taki ośmioletni czy dziesięcioletni chłopak może spokojnie wysiedzieć na mszy, jeśli kazanie jest za długie, a msza dla dorosłych? A ministrant ma inną sytuację: cały czas coś się dzieje, jest odpowiedzialny za dzwonki, podaje do ołtarza, ma różne zadania. I to jest to: zadanie do wykonania. Męska przygoda!
Staś już nie tylko sam umie zachować się przy ołtarzu, ale umie też zaopiekować się młodszym kandydatem. Jego kuzyn Krzyś przyjechał z Poznania i tu, w kościele Najświętszego Zbawiciela, obaj służyli do mszy sprawowanej w intencji ich nieżyjącego dziadka Stanisława Krukowskiego, o którym ksiądz tak pięknie mówił, że chłopcy mieli z tego jeszcze prawdziwą lekcję historii i to w wigilię Święta Niepodległości: że pracował dla Polski, pisał dla niej projekt konstytucji, nie żałował dla niej sił, że był mądrym i dobrym człowiekiem, który bardzo kochał swoją rodzinę. I taki właśnie jest Kościół – łączy przy jednym stole sprawy Boskie i sprawy ludzkie, Boga i ojczyznę, rodzinę i Polskę.
Bo rodzina odgrywa w tym układzie rolę zasadniczą. Wydaje się, a nawet jest pewne, że jest w kryzysie. Kościół wzywa nas więc do pracy – papież Franciszek apeluje, byśmy bardziej zatroszczyli się o rodzinę, żeby nie przestała być ostoją bogatą w Bożą łaskę. Aby nie zniszczyły jej rozwody, niewierności, uzależnienia, pęd do kariery, bezdomność i bieda. Papież zwołał dwa synody w tej sprawie, jeden już się odbył, drugi będzie za jedenaście miesięcy. Czas między nimi należy do nas, zwyczajnych ludzi i zwyczajnych księży, w rodzinach i w parafiach. Musimy go wypełnić naszą treścią: stanąć jak ministrant przy ołtarzu i służyć. Kościołowi, papieżowi i rodzinie.
Barbara Sułek-Kowalska |