28 kwietnia
niedziela
Piotra, Walerii, Witalisa
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dlaczego nierozerwalne?

Ocena: 0
4007


Niespójny Jan Paweł II?

Wezwanie do postawy miłosierdzia wobec osób żyjących w związkach niesakramentalnych jest oczywiście chwytliwe. Szczególnie jeśli „wpływowi i otwarci katolicy” konfrontują je z fałszywym obrazem Kościoła, dla którego najważniejsze jest prawo. Jest to jednak zabieg podwójnie niebezpieczny. Wypacza bowiem pojęcie miłosierdzia, sprowadzając je do współczucia oraz stwarza wrażenie, jakoby Kościół nie wykonywał żadnych gestów wobec ludzi żyjących w grzesznych związkach. Tymczasem Kościół nie jest opresyjny, ale musi służyć prawdzie. Można oczywiście próbować być miłosiernym bardziej od Chrystusa. Ale czy takie ludzkie „miłosierdzie” daje człowiekowi zbawienie? Chrystus powiedział wyraźnie: „Kto oddala swoją żonę – chyba przypadku nierządu – a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo” (Mt 19,9). Czy wolno nam poprawiać Boga? Z każdego grzechu człowiek może się oczywiście nawrócić i otrzymać rozgrzeszenie, ale pod zwykłymi pięcioma warunkami, których uczymy już dzieci przed Pierwszą Komunią.

Kościół nie odmawia sakramentu miłosierdzia nikomu, kto szczerze żałuje za grzech, nawraca się, postanawia poprawę i chce podjąć zadośćuczynienie. W przypadku człowieka, który zostawił swoją żonę i związał się z inną, zwyczajnym wyrazem nawrócenia i warunkiem rozgrzeszenia jest rezygnacja z grzesznego związku i powrót do sakramentalnej małżonki. A co, kiedy jest to wyjątkowo trudne, choćby dlatego, że w nowym związku pojawiły się dzieci, wobec których istnieje obowiązek ich wychowania? Wiele par żyjących w takich związkach w ramach nawrócenia rezygnuje więc z tego wszystkiego, do czego mają prawo wyłącznie legalni małżonkowie, szczególnie zaś z seksu. Pozostają jednak ze sobą jak brat z siostrą, aby wspólnie dźwigać konsekwencje swoich wcześniejszych czynów. W tym wypadku, z zachowaniem ostrożności, aby uniknąć zgorszenia, Kościół przyjmuje za dobrą monetę postanowienie fizycznej i duchowej wierności legalnemu małżonkowi, w imieniu Chrystusa odpuszcza ludziom zdradę i otwiera im drogę do Stołu Pańskiego.

Oddanie się na służbę Bogu w małżeństwie jest czymś analogicznym do oddania się Chrystusa Kościołowi

Nie należy, jak to czynią „katolicy otwarci”, bagatelizować owego postanowienia życia w czystości, które dla większości niesakramentalnych par jest bardzo trudne. Zarzut stawiany Kościołowi, że za bardzo skupia się na wykluczeniu fizycznego współżycia, podczas gdy ważniejsza jest duchowa wierność, podważa chrześcijańskie podejście do natury człowieka. W chrześcijaństwie ciało nie jest bowiem jakimś niewiele znaczącym dodatkiem do duszy. Nie jest czymś zewnętrznym wobec naszego człowieczeństwa, ale jego integralną częścią. Dlatego św. Paweł tak wyraźnie mówi, że przeciwko własnemu ciału grzeszy ten, kto dopuszcza się cudzołóstwa. A ciało to jest przecież świątynią Ducha Świętego: „Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy. Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie?” (1 Kor 6, 18-19). Chrześcijanin, który jednoczy się w grzesznym współżyciu z kobietą, w jakiś sposób profanuje ciało Chrystusa, kajając je swoim grzechem (por. 1 Kor 6, 15-16).

Fizyczne zjednoczenie kobiety i mężczyzny w akcie seksualnym jest szczytem ludzkiego zjednoczenia, poprzedzonego jednością myśli i ducha. Żeby to jednak zrozumieć, nie można pojmować seksu jako przygody bez zobowiązań. A w taką właśnie ślepą uliczkę zabrnęli „katolicy otwarci”. Zgodnie ze współczesną modą, najwyraźniej odseparowali kontakty fizyczne od sfery duchowej i od miłości. Czy mąż, który psychicznie nie przywiązuje się do kobiety, z którą zdradza swoją żonę, naprawdę nie robi nić złego?

Nieporozumieniem jest zarzut niespójności w duszpasterskim podejściu do osób żyjących w związkach niesakramentalnych, który „katolicy otwarci” stawiają wobec adhortacji Jana Pawła II „Familiaris consortio”. Jak twierdzi Dominika Kozłowska – redaktor naczelna „Znaku” oraz Zbigniew Nosowski – redaktor naczelny „Więzi”, Papież z jednej strony mówi o takich osobach jako o żyjących w grzechu ciężkim i dlatego oddzielonych od sakramentalnej Komunii; z drugiej zaś zachęca je do pogłębiania życia duchowego i praktykowania np. komunii duchowej.

Obydwoje krytycy papieskiego dokumentu jakoby nie widzą różnicy między Komunią sakramentalną i komunią duchową. Komunia sakramentalna jest zjednoczeniem z Chrystusem przez przyjęcie Go w Najświętszym Sakramencie. Obecność Chrystusa w tym sakramencie jest gwarantowana słowem i działaniem samego Boga i jest niezależna od naszej wiary. Do przyjęcia Komunii Kościół wymaga od wiernych stanu łaski uświęcającej, zgodnie ze słowami: „Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije” (1 Kor 11, 28-29).

Czym innym jest komunia duchowa, o której pisze Jan Paweł II. Jej klasyczna formuła brzmi: „Pragnę cię przyjąć, Panie, z tą samą czystością, pokorą i pobożnością, z jaką Cię przyjęła Twoja Niepokalana Matka, z duchem i żarliwością świętych”. Nie jest to zatem sakrament, ale rodzaj chrześcijańskiej modlitwy wyrażającej pragnienie przyjęcia Komunii, której w danym momencie z różnych względów człowiek przyjąć nie może. Dlaczego tego pragnienia mieliby nie wzbudzać w sobie ci, którzy uwikłali się w grzeszne związki? Może właśnie dzięki tej komunii duchowej pragnienie Komunii sakramentalnej dojdzie w nich do takiego poziomu, że gotowi będą porzucić grzeszne życie?

Jaki cel chcą osiągnąć „otwarci katolicy” stwarzając wrażenie, jakoby w Kościele wszystko mogło się zmienić? Czy tworzenie atmosfery wyczekiwania, że oto już za parę dni coś, co było grzechem, przestanie nim być, nie jest szatańską przysługą? Dla grzeszników stanowi zachętę do odwlekania nawrócenia. Fałszuje także obraz Kościoła jako wspólnoty bez trwałych fundamentów. I niewątpliwie służy szeroko pojętej dyktaturze relatywizmu, bo jeśli wszystko jest teoretycznie zmienne, to czy można w ogóle mówić o wartościach, dla których warto poświęcić życie. Z pewnością nie służy to jednak trwałości małżeństwa i rodziny, ani zbawieniu człowieka.


ks. Henryk Zieliński
fot. ks. Henryk Zieliński/Idziemy

Idziemy nr 42 (474), 19 października 2014 r.



PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 27 kwietnia

Sobota, IV Tydzień wielkanocny
Jeżeli trwacie w nauce mojej,
jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 14, 7-14
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter