29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Artysta miłosierdzia

Ocena: 4.9
3692

Duszę oddał za tych z krakowskiej ogrzewalni – powiedział o nim papież Jan Paweł II

Portet namalowany przez Leona Wyczółkowskiego; fot. arch. braci Albertynów

– Te mury to miejsce, gdzie brat Albert żył, działał, skąd kierował całym zgromadzeniem – mówi brat Franciszek, oprowadzając po gmachach na rogu Krakowskiej i Skawińskiej w Krakowie. – To duży klasztor, mieszka nas tu trzynastu, czyli jedna trzecia zgromadzenia – zaznacza. Albertynów na świecie jest tylko 40. Ale dobrych jak chleb.

Zupełnie jak za czasów świętego przy Krakowskiej mieści się przytulisko dla bezdomnych mężczyzn. Jednocześnie prowadzona jest kuchnia dla osób ubogich, która wydaje codziennie ok. 300 posiłków. Swoją kuchnię prowadzą w Krakowie również siostry albertynki.

Powstaniec i malarz

– Teraz, jeżeli ktoś chce coś wywalczyć, to wychodzi na ulicę. Brat Albert nie wyszedł ze sztandarem swoich oczekiwań i praw, ale zszedł do najniższych warstw społeczeństwa, żeby w cichości swojego życia budować ojczyznę – zaznacza s. Michaela, albertynka posługująca w Sanktuarium Ecce Homo św. Brata Alberta w Krakowie.

Założyciel albertynów i albertynek, Adam Chmielowski, urodził się w Igołomii pod Krakowem. Ale ze względu na ojca, który pracował w urzędzie celnym, rodzina przeprowadzała się do innych miejscowości i ostatecznie zamieszkała w Warszawie. Ojciec zmarł, kiedy Adam miał osiem lat. Po kolejnych sześciu latach odeszła także matka. Już jako uczeń stołecznego gimnazjum Adam chętnie brał udział w manifestacjach patriotycznych. 

Gdy wybuchło powstanie styczniowe, miał niespełna osiemnaście lat. Poszedł w powstańcze szeregi. W czasie bitwy pod Mełchowem wjechał konno na zbłąkany rosyjski granat i został ciężko ranny. Zaciągnięto go do leśnej chałupy, gdzie dokonano amputacji lewej nogi. – Sam trzymał świecę. Jako znieczulenie dostał skręconego papierosa, którego połknął z bólu. Nie wydał jednak żadnego krzyku – opowiada s. Michaela. Po upadku powstania, żeby uniknąć represji, wyjechał do Francji. – Tam sporządził sobie dobrą protezę. Potrafił w niej jeździć na łyżwach czy tańczyć. I nikt nie podejrzewał, że ten młody człowiek jest tak okaleczony – mówi s. Michaela.

Później przez rok studiował na politechnice w Gandawie, a następnie na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Przyjaźnił ze Stanisławem Witkiewiczem, Maksymilianem Gierymskim, Józefem Chełmońskim czy Leonem Wyczółkowskim. – Chmielowski jest wielkiej klasy malarzem, prekursorem polskiego impresjonizmu. Świetnie kładł kolor, wywoływał nastrój, był doskonałym pejzażystą i portrecistą – mówi s. Michaela. – Ale powoli zaczął zajmować się tematyką religijną. Najpierw namalował „Wizję św. Małgorzaty”, kiedy to Pan Jezus przychodzi do francuskiej wizytki i objawia jej tajemnicę swojego Boskiego Serca. Po ukończeniu tego obrazu zaczyna malować dzieło swojego życia – „Ecce Homo”. Wizerunek przedstawia Chrystusa Króla wyśmianego na dziedzińcu Piłata. Obraz jest niemym świadkiem duchowej przemiany Adama Chmielowskiego – artysty w ojca ubogich. Wpatrując się w Chrystusa cierpiącego, malarz odkrywa to cierpiące oblicze w drugim człowieku – zaznacza s. Michaela.

Dobry jak chleb

Artysta krótko był w nowicjacie u jezuitów. Później przeszedł poważny kryzys – ciemną noc wiary – który zakończył się doświadczeniem Bożego Miłosierdzia i zachwytem postacią św. Franciszka. W końcu roku 1884 Chmielowski przybył do Krakowa. – Miał pracownię przy Basztowej, ale już patrzył na otoczenie innymi oczyma – opowiada s. Michaela.

Pewnego wieczoru, wracając z balu w towarzystwie hrabiów Wodzickiego i Dębickiego, wstąpił do miejskiej ogrzewalni przy Piekarskiej. I wtedy zadecydował: „Ja ich tak nie zostawię”. Postanowił na stałe iść do ubogich. Postarał się dla nich o zapomogę. Został jednak okradziony przez jednego z chłopców, których zabierał z ulicy i którymi opiekował się w swojej pracowni. – Odczytał to jako wolę Bożą, że do ubogich ma iść jak ubogi. Poszedł więc na Kazimierz tylko z koszykiem chleba. Początkowo mieszkał z bezdomnymi w ogrzewalni, sypiał z nimi na podłodze – opowiada s. Michaela. Świadkowie wspominali, że zbierał ludzi leżących na ulicy, zziębniętych, zaniedbanych i zawoził na wózku do swojej noclegowni. Traktował ich jak matka, kładąc na prycze i z czułością otulając.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Absolwentka dziennikarstwa, etnologii i teologii. Od 2012 roku związana z tygodnikiem „Idziemy”. Należy do Wspólnoty Sant’Egidio.

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter