Dlaczego nie państwowa? Po miałkiej minister Szumilas nastała szalejąca minister Kluzik-Rostkowska, podlizująca się kolejnej frakcji politycznej, z którą się związała, a więc realizująca jej lewicujące postulaty na polu tak wrażliwym, jakim jest edukacja.
Milion podpisów przeciw obowiązkowi szkolnemu sześciolatków, w których zbieranie się zaangażowałam, trafiło do kosza. Tym samym ucięto dyskusję nad referendum na ten temat. Moja córka urodziła się w czerwcu, nie objęła jej więc „amnestia” premiera, który dzieciom urodzonym od lipca do grudnia 2008 r. dał wybór: zerówka lub I klasa. Rodzice masowo uderzali do poradni psychologiczno-pedagogicznych, by załatwiać swoim sześciolatkom odroczenia obowiązku szkolnego. Nie udało się skompletować tylu pierwszych klas złożonych z sześciolatków, ile zakładał rząd, za to trzeba było tworzyć większą liczbę zerówek.
Dlaczego nie państwowa? Analizowaliśmy z mężem pogramy nauczania: w szkole katolickiej córka będzie miała 4 godziny j. angielskiego; w szkole państwowej – dwie z możliwością puszczenia dziecka na zajęcia dodatkowe; wiedza zdobywana w ten sposób wydała nam się jednak niesystematyczna. W naszej szkole – bo już tak chyba mogę o niej mówić – od pierwszej klasy dziecko ma 2 godziny tygodniowo drugiego języka obcego. W odróżnieniu od szkół państwowych, nie wycięto tam nauczania muzyki i plastyki – jakże potrzebnych dla wychowania świadomego uczestnika kultury. I sprawy dla nas najistotniejsze: nieprzetrzebiony kanon lektur oraz dwie godziny historii tygodniowo, a nie – jedna. Wiem, że w takiej szkole moje dziecko znajdzie kontynuację wychowania, jakie dostaje w domu.
Nie dostanie za to: wychowania seksualnego, ale wychowanie do życia w rodzinie, z poszanowaniem dla siebie, drugiej osoby i nowego życia. Nie dostanie darmowego podręcznika, którego jedynym atutem jest jego darmowość. O jego błędach merytorycznych pisaliśmy już na łamach tygodnika. Dość wspomnieć o tym, że „już” w listopadzie dzieci, które potrafią policzyć do stu, poznają cyfrę „1” i będą miały ją napisać z zamkniętymi oczami (to nowa szkoła kaligrafii?). Z kolei w grudniu dzieci dostaną pytanie: „Ile plasterków cytryny trzeba przekroić na pół, aby otrzymać pięć połówek?”. Konsultacje społeczne dotyczące „Elementarza” odbywały się zawsze bez nagłośnienia, w dni świąteczne i wakacje i zaledwie przez dwa tygodnie.
Co zyskamy my – rodzice, nie puszczając dziecka do szkoły państwowej? Spokój – że dziecku nie przemyca się chorych ideologii. Tylko dlaczego, płacąc za szkołę prywatną, tak czy inaczej muszę finansować naukę cudzych dzieci w szkołach państwowych? To pytanie o bon edukacyjny – działający w myśl idei, że pieniądze idą za uczniem. Jak długo będzie pozostawało bez odzewu państwa?
Monika Odrobińska |