W tej sprawie fakty wydają się bezsporne. Strzelali tzw. separatyści – tak zwani, ponieważ są to najczęściej obywatele Rosji, zwykle powiązani z rosyjskimi służbami specjalnymi. Strzelali z zestawu rakietowego Buk, który kilka dni wcześniej przemycono z Rosji, zresztą wraz z obsługą. Myśleli, że strzelają do samolotu ukraińskiego, o czym świadczy ujawnione przez ukraińskie władze nagranie rozmowy pomiędzy separatystami. Za tragedię odpowiadają więc rosyjskie władze, które wykreowały, a teraz podsycają rebelię na wschodzie Ukrainy.
Czy tym razem zachodni świat powie „dość” agresywnej polityce Władimira Putina? Czy będzie w stanie poświęcić bieżące interesy? Pierwsze reakcje są relatywnie twarde: politycy amerykańscy i europejscy nie rozmywają odpowiedzialności, jednoznacznie obciążają odpowiedzialnością Moskwę. Co ważne, nie widać też, by w odpowiedzi na tragedię nasiliła się „propokojowa” presja na Kijów, prowadzący od kilku tygodni operację wojskową. Zmuszanie Ukrainy do zawarcia „pokoju” z tzw. separatystami byłoby rozwiązaniem fatalnym: oznaczałoby przecież nagrodzenie agresora. Oczywiście, nie wiemy, jak długo Zachód wytrwa w swojej determinacji, tym bardziej, że pamiętamy jak po aneksji Krymu szybko darowano Kremlowi jego winy. Tym razem jednak pojawił się nowy czynnik: presja zachodniej opinii publicznej. Presja wzmacniana doniesieniami o barbarzyńskim traktowaniu ciał ofiar i o grze na zamazanie sprawy.
To jest, można sądzić, kolejny moment definiujący losy naszej części świata. Jeżeli Putinowi tragedia pasażerów i obsługi malezyjskiego Boeinga MH17 ujdzie na sucho, posunie się dalej. Bo rosyjski prezydent wyraźnie przesuwa granicę, sięga po coraz bardziej „bezpośrednie” środki. Z drugiej strony, państwo ukraińskie dzielnie walczy, i można mówić o swego rodzaju odwróceniu ugody perejasławskiej, a więc porozumienia miedzy Bohdanem Chmielnickim a carem Rosji Aleksym I,
Jeżeli Putinowi tragedia pasażerów i obsługi malezyjskiego Boeinga MH17 ujdzie na sucho, posunie się dalej
na mocy którego Ukraina została poddana moskiewskiej władzy. Jak relacjonował niedawno w Warszawie ukraiński pisarz Serhij Żadan, nawet czysto rosyjskojęzyczne regiony pomagają ukraińskiej armii, i być może po raz pierwszy w swoich dziejach szczerze przyjmują tożsamość ukraińską.
To jest także moment decydujący dla Polski. Od wojny z Gruzją, poprzez Smoleńsk, do wojny na Ukrainie, widzimy jak przyspieszają wydarzenia, jak w naszej części świata zanika złudna stabilność. Może to nam przynieść pozytywne zmiany, np. ponowne zaangażowanie się USA w regionie, ale może też przynieść czarny scenariusz sojuszu rosyjsko-niemieckiego. Czasu na zbudowanie silnego państwa jest więc niewiele. W tym kontekście szczególnie cieszy zakończenie podziału na prawicy i zapowiedź wspólnego startu PiS, Solidarnej Polski i Polski Razem w wyborach samorządowych, parlamentarnych i prezydenckich. Nie ma przecież złudzeń: obecna władza, nawet gdyby chciała, nie jest w stanie zabezpieczyć naszego bezpieczeństwa. Zbyt jest uwikłana, zbyt zależna od potężnych sąsiadów, zbyt zastraszona i zakompleksiona.
Wracając jeszcze do tragedii MH17: od 10 kwietnia 2010 roku każda tragedia lotnicza jest dla Polaków pretekstem do porównań. Tym razem to zabieg wyjątkowo uprawniony. Wnioski są oczywiście przygnębiające. Widzimy, jak stanowczo premier Holandii domaga się rzetelnego wyjaśnienia tragedii. Widzimy, jak kłamią Rosjanie, próbujący zwalić winę na Ukraińców. Widzimy wreszcie, jak wygląda samolot, który został zniszczony rakietą. A wygląda bardzo podobnie do naszego rządowego Tupolewa, który rzekomo po prostu spadł na ziemię z wysokości paru metrów…
Jacek Karnowski |