Kiedy Polska przystępowała do Unii Europejskiej i kiedy przygotowywaliśmy pierwszą ordynację wyborczą do Parlamentu Europejskiego, Prawo i Sprawiedliwość deklarowało, że Polacy w Parlamencie Europejskim mają być przedstawicielami Polski, więc kraj powinien być jednym okręgiem wyborczym, tak jak w dziesięciu państwach starej Unii. Podział Polski na trzynaście okręgów przeforsowała postkomunistyczna lewica.
Dziś PiS zmienia ordynację wyborczą, ale bezwzględnie broni niezmieniania istniejących okręgów wyborczych. Z nadzieją, że ograniczenie możliwości startu i wyboru do Parlamentu Europejskiego będzie wzmacniać rolę PiS i PO, czyli – jak to się w języku tych partii nazywa – będzie „porządkować scenę polityczną”. Jaką koncepcję „porządku” zawiera pomysł wzmocnienia PO kosztem takich ugrupowań, jak Kukiz ’15 czy PSL? Chyba jedynie taką, według której debata, zaangażowanie i (w końcu) opinia publiczna są dla „porządku” zagrożeniem. Kiedyś prezes PiS mówił, że optymalna sytuacja w telewizji publicznej to podział jej kanałów między rząd i opozycję. Taka idea „pluralizmu propagandy” (realizowana dziś przez TVP i TVN) z debatą ma niewiele wspólnego. Debata bowiem nie polega na wzajemnych atakach, ale na podejmowaniu problemów i prezentowaniu argumentów.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 32 (670), 12 sierpnia 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 22 sierpnia 2018 r.