Zmarły wczoraj kard. Miloslav Vlk pokazał, że nawet w najtrudniejszych czasach prześladowań, można pozostać wiernym Bogu i Kościołowi.
Już w szkole podstawowej odkrył powołanie do kapłaństwa, ale po maturze nie mógł realizować swoich planów, gdyż władze zamknęły wszystkie seminaria duchowne. Pracował więc jako robotnik i odsłużył wojsko. Następnie odbył studia uniwersyteckie, które ukończył dyplomem archiwisty. Okazał się na tyle specjalistą w swojej dziedzinie, że jako bezpartyjny i wierzący doszedł do stanowiska dyrektora archiwum państwowego w Budziejowicach.
W 1964 r. podjął studia teologiczne w Litomierzycach po których w roku Praskiej Wiosny (1968) przyjął święcenia kapłańskie. Został sekretarzem długoletniego więźnia władz komunistycznych i izolowanego od społeczeństwa bpa Josefa Hloucha, który go wyświęcił. Władze bezpieczeństwa szybko zorientowały się że ks. Vlk nie tylko jest związany z prześladowanym biskupem, ale jest aktywny duszpastersko. Dlatego najpierw „za karę” został wysłany do odległych górskich parafii, a następnie pozbawiono go możliwości kontynuowania posługi kapłańskiej. Wrócił więc do pracy archiwisty, a następnie przez osiem lat utrzymywał się z mycia okien. Jednocześnie w warunkach konspiracyjnych prowadził pracę duszpasterską.
Księdzem został „legalnie” dopiero w 1989 r.
Po Aksamitnej Rewolucji został biskupem Czeskich Budziejowic (1990), a po kilku miesiącach arcybiskupem Pragi i Prymasem Czech, następcą również prześladowanego przez władze kard. Frantiska Tomaszka.
Stanął na czele Kościoła w Czechach, który – w warunkach wolności - dopiero zaczął się odradzać. Diecezje zaczęły mieć znowu biskupów (np. czeskobudziejowicka była pozbawiona ordynariusza przez 36 lat), kilkuset księży wyszło z więzień, zaczęły na nowo funkcjonować zakony męskie i żeńskie. Abp Vlk musiał też zmagać się z organizacjami typu Pacem in terris czy Akcją Katolicką, które w systemie komunistycznym w ówczesnej Czechosłowacji próbowały rozbijać Kościół od wewnątrz.
„Wolność jest obszarem wielkiej szansy. Przede wszystkim trzeba mieć na względzie wolność wewnętrzną, którą należy napełniać dobrem. W ramach wolności zewnętrznej, odzyskanej nie tak dawno, możemy w pełni żyć Ewangelią, wierzyć w Boga i współodpowiadać za Kościół” – mówił w jednym z wywiadów. Jego zdaniem absolutnym priorytetem było zatarcie ran narodu, zdewastowanego duchowo działaniem komunizmu, poprzez intensywną i zróżnicowaną ewangelizację.
Dziś, gdy tak często powraca dyskusja na temat duchowego oblicza Europy, warto przypomnieć, że kard. Vlk przez trzy kadencje (1993-2001) był przewodniczącym Rady Konferencji Episkopatów Europy i wielokrotnie nie tylko mówił o chrześcijańskich korzeniach naszego kontynentu, ale pracował nad umacnianiem jej jedności.
Jako arcybiskup praski zabiegał o nowych księży, także w Polski. Z naszym krajem utrzymywał długoletnie, serdeczne więzi. Wielokrotnie uczestniczył w procesji ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie. Ostatni raz był w Polsce podczas Światowych Dni Młodzieży z udziałem papieża Franciszka.
Nawet w wolnych Czechach napotykał na trudności w kontaktach z władzami. Znany był jego konflikt z obecnym prezydentem Czech Milošem Zemanem dotyczący sporu o własność praskiej katedry i budynków na Hradczanach. Niestety, pierwsza świątynia archidiecezji praskiej nadal pozostaje w rękach państwa.
Kościół stracił wybitnego, niestrudzonego pasterza, a Europa człowieka, któremu zależało na jej chrześcijańskim obliczu.