Europa kolejny raz zaczyna brać swoje sprawy we własne ręce. Co z tego wyjdzie? Zgodne deklaracje przedstawicieli Rosji, Niemiec i Francji o konieczności wspólnego budowania wielkiej Europy brzmią dla nas co najmniej ostrzegawczo. Bo znowu miałoby się to odbywać ponad naszymi głowami i naszym kosztem. Zwiastunem może być klimat panujący podczas dopiero co zakończonej światowej Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium. Francja i Niemcy podnosiły bezpardonową krytykę USA jako jednego z największych źródeł zagrożeń dla światowego pokoju. Zaś minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow kusił zachodnią Europę korzyściami z przyszłej współpracy w dziedzinie gospodarki i bezpieczeństwa. Na spotkanie z ministrem Jackiem Czaputowiczem, o które prosiła strona polska, nie znalazł czasu.
Miliard dolarów, które Amerykanie chcą przeznaczyć na wsparcie projektów energetycznych w naszym regionie, jest jakimś sygnałem zainteresowania utrzymania niezależności krajów tzw. międzymorza. Jest to jednak sygnał dość słaby. Blednie wobec setek miliardów euro, które w tym czasie płynąć mają do tej części Europy za pośrednictwem Brukseli. Żaden z krajów naszego regionu – z Polską włącznie – nie dysponuje taką siłą gospodarczą i militarną, jak choćby Niemcy czy Francja, aby przyciągać mniejsze państwa na swoją orbitę. Stąd nawet w ramach Grupy Wyszehradzkiej współpraca Polski, Węgier, Czech i Słowacji ma dość luźny charakter. Nawet bliscy nam Węgrzy w energetyce realizują swoje interesy z Rosją, nie przyłączyli się do bojkotu ubiegłorocznego spotkania V4 w Izraelu i wbrew stanowisku rządu PiS wspierali Donalda Tuska w wyborze na urząd przewodniczącego Rady Europejskiej.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 08 (748), 23 lutego 2020 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 03 marca 2020 r.