Biskupi polscy obradują nad nowym programem duszpasterstwa rodzin, opartym o wytyczne zawarte w adhortacji posynodalnej Amoris letitiae. Program ma wskazać, jak ma wyglądać w Polsce przygotowanie do małżeństwa oraz towarzyszenie po zawarciu ślubu aż do śmierci nie tylko małżonkom, ale całym rodzinom – co podkreślił przewodniczący episkopatu abp Stanisław Gądecki.
Najważniejszą nowością będzie postulat systematycznej pracy formacyjnej z małżeństwami w każdej parafii, prowadzonej przez zespół złożony z księdza i pary małżeńskiej (wcześniej przygotowanej przez przynajmniej roczny kurs w wyznaczonych instytucjach). W każdej diecezji ma być też powołany diecezjalny duszpasterz związków niesakramentalnych.
Myślę, że małżonkowie, zwłaszcza ci, którzy od wielu już lat działają w oddolnych zazwyczaj ruchach na rzecz innych małżeństw, oczekują wyniku prac episkopatu z dużą uwagą i nadzieją. Nacisk położony na przyuczanie księży do duszpasterstwa rodzin i zobowiązanie ich do czynnego w nim udziału może stać się istotnym przyczynkiem do poprawy sytuacji duchowej polskiej rodziny.
Takie wspólnoty jak Domowy Kościół, Spotkania Małżeńskie, Sychar i wiele innych, bardziej lokalnych, świadczą, że bardzo licznym świeckim leży na sercu dobro małżeństwa i rodziny i są gotowi do pracy na ich rzecz – ofiarnej, bezinteresownej, choć wymagającej mnóstwo osobistego zaangażowania, pracy nad sobą samym, poświęcenia własnego czasu wolnego itd. Wiadomo też, że wspólnoty te niedomagają z powodu chronicznego niedoboru księży gotowych z serca pracować z nimi – bo dla nich jest to, bądź co bądź, coś nadprogramowego.
Inną sprawą pozostaje osobista dyspozycja księdza – do czego wielokrotnie powraca papież Franciszek – który miałby być w relacjach z ludźmi „czuły i przygarniający”, otwarty, gotowy do wyjścia na zewnątrz, i to dalej niż ogrodzenie parafialnego kościoła. Ponadto zdolny do dialogu, a więc w pierwszej kolejności słuchania drugiego człowieka oraz próby spojrzenia na sytuację jego oczami i nieoceniania. Jak również mający zdolność i chęć do roztropnego rozeznawania indywidualnych sytuacji człowieka.
Tak czy owak, poprzeczka wygląda na zawieszoną bardzo wysoko. I tylko pozornie przed kapłanami. To w końcu z rodzin – o czym również przypomina Franciszek – oni się wywodzą, w nich się formują jako w pierwszej kolejności ludzie. Oby o tym, skąd przychodzą, czyli o rodzinie, nie zapominali – mówi papież – skoro do rodzin, jako dobrzy ludzie i kapłani, mają powrócić.