„To jest wojna” – mówią jedni. „To efekt szczucia człowieka na człowieka” – uważają inni. Prokuratura wszczęła już postępowanie w sprawie obrazy uczuć religijnych oraz znieważenia kilku warszawskich pomników przez aktywistów LGBT. Chrześcian szczególnie boli sprofanowanie rzeźby Chrystusa przed kościołem Świętego Krzyża. Było też spełnienie gróźb w sprawie kolejnych prowokacji. Tym razem 1 sierpnia na trasie Marszu Powstania Warszawskiego. Interweniować musiała policja. To nie pierwszy w ostatnim czasie atak środowisk LGBT na symbole i wartości dla wielu Polaków święte. Mieliśmy już sprofanowane wizerunki Jezusa Miłosiernego i Matki Bożej Częstochowskiej ze sparodiowanymi modlitwami, naklejone nocą na drzwiach Pałacu Prezydenckiego. A wcześniej profanacje Mszy Świętej, wagina zamiast monstrancji na marszu równości udającym procesję Bożego Ciała czy szczera zapowiedź, zarejestrowana ukrytą kamerą TV: „Zdobędziemy Jasną Górę”. Dziś aktywiści LGBT nie kryją zamiarów: „To jest szturm. To tęcza. To atak!”.
Po co obrażać, prowokować, zachowywać się obscenicznie, niszczyć, a nie budować? Właśnie po to – rewolucja ma to do siebie, że brutalnie niszczy zastany ład, nie budując niczego w zamian.
Wielcy Kościoła w Polsce, jak kard. Stefan Wyszyński, powtarzali: jeśli będą chcieli zniszczyć Polskę, zaczną od Kościoła, który jest dla Polaków tak ważny, i od rodziny, której osłabienie zniszczyłoby więzi społeczne. I to dzieje się na naszych oczach. Nowi bojówkarze nowej rewolucji nasilają swoje akcje w nieprzypadkowym czasie – w przeddzień Bożego Ciała czy rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. Na ulicy, bo w internecie ich zmasowane ataki dehumanizujące księży czy wiernych trwają non stop.
Nowa ideologia chce zmienić społeczeństwo i wie, że największą przeszkodą jest Kościół i zasady, jakie wyznają jego wierni. Komentatorzy podkreślają: wojna kulturowa, która od dawna trwa na Zachodzie, właśnie dotarła na dobre do Polski. Jej hunwejbini chcą opanować nasze dusze, serca i umysły. Jedni poprzez wulgarność i prymitywizm, bo inaczej nie potrafią, a inni inteligentnie, poprzez zmianę granic naszej tolerancji czy relatywizowanie naszego stosunku do wyznawanych świętości, a na końcu zmianę prawa.
Co począć? Nie można wchodzić w ich „grę”, bo prowokatorzy tylko na to czekają. Ale państwo polskie musi stanowczo egzekwować istniejące prawo, poprzez wymierzanie kar raczej administracyjnych, bo w ten sposób stworzy się nowych „męczenników”. Sądy nie mogą jednak pokazać słabości, bo walec jadący przez cywilizację zachodnią bardzo szybko zmiażdży i naszą rzeczywistość. To dlatego wiele wątpliwości budzi np. konwencja stambulska – w teorii mająca na celu walkę z przemocą wobec kobiet, w rzeczywistości realizująca postulaty środowisk LGBT.
Oczekiwałbym też jasnego, ale i mądrego stanowiska hierarchii kościelnej. Bez wsparcia kapłanów wierni, szczególnie ci gorzej uformowani, będą bezradni wobec bałamutnych argumentów typu: Chrystus, który zawsze był po stronie słabszych, dziś też stanąłby po stronie wykluczonej – jakoby – mniejszości.