28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Gdy toczy się wojna

Ocena: 3.7
981

Wojna przy naszych granicach zawsze będzie nas dotyczyć. Bainvillowska zasada relatywizmu geopolitycznego mówi, że o poziomie bezpieczeństwa państwa nie decydują wyłącznie „bezwzględne” miary jego siły (terytorium, ludność, uzbrojenie, ekonomia), ale również ich proporcje do zagrożeń zewnętrznych. W istocie bezpieczeństwo to iloczyn obu tych czynników, przy czym drugi – ograniczanie zagrożeń geopolitycznych – jest jeszcze ważniejszy. Stąd wynika dziś znaczenie dla nas wojny, którą Ukraina prowadzi w obronie swej całości i niepodległości. Wojny, która sama w sobie zmniejszyła nasze bezpieczeństwo, choć powodzenie rosyjskiej agresji może je obniżyć jeszcze bardziej.

Krzysztof Zielke, ekspert od spraw bezpieczeństwa (doradzał m.in. konserwatystom w Parlamencie Europejskim), reagując na opinie, które poprzednio tu przedstawiłem, postawił retoryczne pytanie: „USA i NATO nie mogły powstrzymać tej wojny. Ale skoro już wybuchła, to dobrze czy źle, że NATO wróciło do strategii wysuniętej obrony, przyjęło Szwecję i Finlandię i tworzy 300 tys. siły szybkiego reagowania, a USA rozmieszczają w Polsce stałe bazy?”.

Byłem jednym z pierwszych publicystów, którzy wiele lat temu pisali o znaczeniu atlantyckiego nastawienia Szwecji i Finlandii dla Polski. Nie trzeba więc mnie o tym przekonywać. Ale pozostaje proste pytanie, czy wybuch tej wojny zmniejszył prawdopodobieństwo wojny na terytorium Polski, czy je zwiększył. Krzysztof Zielke pisze, że USA i NATO nie mogły wojny powstrzymać. Za tą tezą przemawia przede wszystkim postawa samej Rosji. Po pierwsze – wielomiesięczna koncentracja jej wojsk na granicy Ukrainy. Po drugie – całkowite zignorowanie przez Putina prób pokojowych prezydenta Francji. Tyle że ten drugi argument nie jest przesądzający, bo Zielke pisze o Stanach Zjednoczonych i NATO, a nie o Francji i UE. A od wybitnego eksperta można przecież oczekiwać analizy głębszej niż fatalistyczne stwierdzenie „nie można było”. I przede wszystkim pozostaje pytanie, czy Polska – mając ograniczony wpływ na bieg wypadków – powinna była oczekiwać wybuchu wojny czy raczej starań, aby do niej nie doszło.

Z tej perspektywy warto się zastanowić, jaki sens (wobec art. 10 traktatu waszyngtońskiego, wykluczającego przyjęcie Ukrainy do NATO w wypadku sprzeciwu Niemiec czy Francji) miały wygłaszane do ostatniego dnia pokoju deklaracje naszych władz, że – jak to najdosadniej powiedział wicemarszałek Terlecki – nie wyobrażamy sobie NATO bez Ukrainy. Cóż to miało oznaczać? Ultimatum, że wystąpimy z NATO, jeśli Ukraina nie zostanie doń przyjęta? W zupełności wystarczyłoby wówczas zapewnienie, że Ukraina będzie miała nasze poparcie, jeśli na forum Przymierza będziemy rozstrzygać jej zaproszenie, oraz lojalne wyjaśnienie, że nie od nas zależy stanowisko zachodnioeuropejskich mocarstw, więc nie możemy zakładać, że ulegnie zmianie. Tymczasem zaproszenia do NATO nie złożył Ukrainie nawet ostatni „wojenny” szczyt w Madrycie. W przyszłości ta sytuacja może się zmienić, ale tak wyglądała przed wybuchem wojny i wygląda nadal.

Gdyby nawet wojna w Europie była nieunikniona, obowiązkiem władz Rzeczypospolitej jest starać się, by Polskę dotknęła jak najpóźniej i w jak najmniejszym stopniu, a nie odwrotnie. W swej książce „Cnota nacjonalizmu” („The Virtue of Nationalism”; dwa lata temu pisał o niej na tych łamach o. prof. Dariusz Kowalczyk SJ) współczesny izraelski filozof Joram Hazony pisze o najtragiczniejszym doświadczeniu własnego narodu: „Z potworności i poniżenia Auschwitz płynie jedna bezdyskusyjna lekcja: to, co się stało, było możliwe, bo Żydzi byli uzależnieni od cudzej ochrony militarnej”. Państwo Izrael, kierując się tą lekcją, zawsze potem oczekiwało od przyjaciół broni i dyplomatycznego wsparcia, a nie zagranicznych wojsk na swoim terytorium. Wojna na Ukrainie częściowo tę lekcję potwierdza. Częściowo, bo Ukraina traci część terytorium, a i my jesteśmy w innym położeniu. W 1920 r. wojskowa misja francuska i wsparcie oddziałów ukraińskich, a nawet antybolszewickich rosyjskich, stanowiły uzupełniające czynniki polskiego zwycięstwa. Tym bardziej dziś kolektywne środki obrony są istotne. Najistotniejsze jednak jest zapobieganie katastrofom politycznym, również wtedy, gdy realizacja kolektywnych celów w nieproporcjonalnie dużym stopniu spadłaby na nasze barki. Ciągle trzeba wzmacniać instrumenty obrony i działać tak, byśmy nie musieli po nie sięgać.

Idziemy nr 32 (875), 07 sierpnia 2022 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Publicysta, historyk, przez wiele lat czynny polityk; był m.in. marszałkiem Sejmu w latach 2005-2007, przewodniczącym KRRiTV, posłem do Parlamentu Europejskiego.

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 28 marca

Wielki Czwartek
Daję wam przykazanie nowe,
abyście się wzajemnie miłowali,
tak jak Ja was umiłowałem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 13, 1-15
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter