W tym kontekście trochę szkoda, że słusznie chwalona za sprawność i profesjonalizm kampania Andrzeja Dudy nie weszła na jeszcze wyższy poziom. A może należałoby powiedzieć: na poziom szerszy. Widać, że kierownictwo PiS nie zdecydowało się na kampanię z wykorzystaniem wszystkich zasobów społecznych, z uruchomieniem milionowych mas sympatyków, z maksymalnym nakręceniem spirali nadziei. Kampania jest klasyczna: wyniosły sztab, grupa aktywistów, aparat partyjny. To działa nieźle, ale czy na tyle, by zrównoważyć olbrzymią przewagę Komorowskiego w mediach? Szkoda więc, że nie zaryzykowano, że nie zagrano o wszystko, że nie sięgnięto choćby po wolontariuszy. Andrzej Duda to polityk budzący sympatię i nadzieję, dlatego kampania w stylu prawdziwie amerykańskim, odwołująca się do aktywności zwykłych obywateli, mogła zagrać.
Druga tura wydaje się już pewna. Nie dlatego, że Komorowski osłabł, a Duda zyskał, ale dlatego, że za ich plecami pojawił się względnie silny kandydat niezależny, który uniemożliwi urzędującemu prezydentowi zdobycie ponad połowy głosów już w pierwszej turze. Paweł Kukiz, bo o nim mowa, może 10 maja odnieść życiowy sukces polityczny, zbierając, jak pokazują sondaże, nawet 8 proc. głosów, a może i więcej, jeśli zbuduje efekt kuli śnieżnej. Oczywiście, po takim wyniku Kukiz spróbuje pójść za ciosem, budując ugrupowanie walczące o głosy w Sejmie (może razem z Korwin-Mikkem). I może mu się udać. Bo w prawie każdych wyborach do Sejmu dostawała się jakaś nowa siła. A to Samoobrona, a to Palikot, a to (wcześniej)... PO i PiS.
Spodziewany sukces Kukiza ma oczywiście kilka przyczyn. Przede wszystkim zawodzą inni kandydaci. Kampania Magdaleny Ogórek dostarczyła mnóstwa anegdot, ona sama budzi sympatię, ale politycznie jej start okazał się klapą. Czy mogło jednak być inaczej, skoro kandydatka wskazana przez SLD z partią tą nie chciała mieć nic wspólnego? Ogórek zapewne wie, co robi, grając o status celebrytki, a nie o polityczny sukces. Z kolei Janusz Korwin-Mikke nie wyjdzie raczej poza swój twardy, kilkuprocentowy elektorat, na co zapewne liczył. Pozostali kandydaci – w tym coraz bardziej żałosny Palikot – nie mogą oderwać się od ziemi.
Dlaczego jednak zyskuje akurat Kukiz, a nie np. Grzegorz Braun czy Adam Jarubas? Kukiz jest znany jako muzyk, z pewnością ma też rodzaj charyzmy. Jego poglądy są konsekwentnie antysystemowe, ale jednocześnie mało konkretne i równie mało stabilne. Potrafi zmienić zdanie w sprawach tak zasadniczych, jak stosunek do Ukrainy. Wyborców przyciąga jednak przede wszystkim autentyzmem. Tak, to jest jakiś znak zmęczenia dominującym od lat konfliktem Platformy i PiS. Zwróćmy uwagę: Kukiz wyraźnie wypisał się z tej osi sporu, po prostu uznał, że ta siatka pojęciowa go nie obowiązuje, że on staje poza tym. A mógł to zrobić, bo w przeszłości zdarzało mu się gorliwie popierać zarówno PO, jak i PiS, więc żadna z sił politycznych nie może go zapisać do przeciwnego obozu.
Czyżbyśmy więc byli świadkami istotnego i trwałego spadku temperatury konfliktu, który od niemal 10 lat organizuje nasze życie publiczne? Można się z niego wypisać i przeżyć? Są wyborcy, którzy szukają nowych propozycji, niezwiązanych z żadnym z dwóch obozów? To dość prawdopodobne. W tym sensie kampania prezydencka może nieść zapowiedź tego, co nas czeka w najbliższych latach. Możliwe jest pojawienie się nowych sił społecznych i politycznych. PO i PiS nadal będą dominowały, ale zostaną zmuszone do podjęcia nowych tematów, być może do zmiany języka, za pomocą którego organizują poparcie. W każdym razie czeka nas nowy etap. A może i nowa epoka. Po tegorocznych wyborach wiele spraw będzie wyglądało inaczej.
Jacek Karnowski |