Dymisja redaktora naczelnego „Faktu” jest wydarzeniem ważnym nie tylko dla środowiska medialnego. Po pierwsze, chodzi o największy ukazujący się w Polsce dziennik (choć to tabloid). Po drugie, sprawa dotyczy gazety należącej do potężnego koncernu niemiecko-szwajcarskiego. A po trzecie, do odwołania Roberta Felusia doszło w szczególnym momencie.
Robert Feluś stracił stanowisko w efekcie burzy wywołanej tytułem artykułu opisującego śmierć syna Leszka Millera. Sformułowanie „Ojciec wybrał politykę, a syn sznur” naruszało w sposób drastyczny dobre obyczaje, dotykało też w sposób niezwykle brutalny pogrążoną w żałobie rodzinę. Nawet jak na standardy tabloidów, było to przekroczenie wszelkich granic. Społeczne oburzenie było tak wielkie, że nie pomogły nawet przeprosiny, i to dwukrotne, ze strony redakcji. Nie można też wykluczyć, że niemieckie władze koncernu zdecydowały się na wymuszenie dymisji również z tego powodu, że sprawa dotyczyła Leszka Millera – polityka szanowanego w Niemczech, choćby z racji roli, jaką odegrał przy wprowadzaniu Polski do Unii Europejskiej.
Niemiecko-szwajcarski koncern miał więc solidne argumenty. Ale z drugiej strony, Felusia dałoby się bronić znacznie dłużej. Jeszcze raz przepraszając, zawieszając, wysyłając na urlop, powołując komisję ds. zbadania sprawy. Albo tłumacząc, że chodziło nie o główny grzbiet gazety, ale o weekendowy dodatek, zapewne mniej uważnie przeglądany przez naczelnego.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 37 (675), 16 września 2018 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 28 września 2018 r.