Świętować czy ignorować – ten dylemat zwykle pochłania nas w okolicach ósmego marca. Dzień Kobiet albo kojarzy nam się z tandetą Peerelu – rajstopami czy goździkiem – albo wojującym feminizmem, w którym wszystko już musi być kobietą.
Na szczęście istnieje jeszcze trzecia droga. Wiele kobiet nie oczekuje ani pustej afirmacji, ani nadinterpretacji swojej kobiecości. Oczekuje jedynie normalności i wyrównania szans. Dzień Kobiet to znakomita okazja, żeby o tych szansach pomówić poważnie, choćby tak, jak mówił o tym największy w historii Kościoła obrońca praw kobiet, święty papież Jan Paweł II. Nikt przed nim w Kościele nie poświęcił kobietom tyle miejsca. Nikt nie mówił tak pięknie o geniuszu kobiety. I nie były to tylko puste słowa.
Papież w 1988 roku w słynnym liście apostolskim Mulieris dignitatem o godności i powołaniu kobiety wyjaśnił dokładnie, o co chodzi z tą afirmacją kobiecości. Podkreślając szczególną rolę kobiety jako matki, zwracał uwagę na obciążenia, które się z tym wiążą. I na to, że kobieta matka ma o wiele mniejsze szanse na rynku pracy. Sprzeciwiał się bowiem sztucznemu antagonizmowi między kobietą pracującą a kobietą poświęcającą się rodzinie. Ale podkreślał, że żaden program równouprawnienia nie będzie skuteczny, jeśli nie weźmie pod uwagę faktu, że to kobieta „płaci” najwięcej za macierzyństwo. Innymi słowy, kobiety w roli matki wbrew różnym współczesnym ciągotkom zastąpić się nie da.
|
Nie wystarczy zatem wprowadzenie urlopu dla ojców, by uznać, że szanse zostały wyrównane. Jest wciąż do załatwienia cała gama spraw, takich jak słabo płatne urlopy wychowawcze czy w ogóle słabsze pensje kobiet tylko dlatego, że są one postrzegane na rynku pracy jako mniej wartościowe, bo odgrywają również rolę matki. Kobiety potrzebują tak wielkich obrońców jak nasz papież nie dlatego, że są słabszą płcią. Albo że chciałyby być faworyzowane. Potrzebują ich, żeby mieć w miarę równe szanse, żeby ich życie nie było pasmem cierpień i udręk, żeby miały czas na budowanie relacji wokół siebie, w domu, w Kościele, w społeczeństwie.
Nie potrzebujemy kobiet siłaczek. Potrzebujemy kobiet szczęśliwych i wypoczętych. Bo czy się to komu podoba czy nie, kobiecość jest fundamentem życia. Nie da się uciec od tradycyjnej roli kobiety, czyli macierzyństwa. Zamiast tracić czas na walkę z naturą, lepiej poświęcić go na walkę o prawa i godność kobiety matki. Trudno uznać za sensowne postulaty doktor Justyny Melonowskiej, która żali się w „Wysokich Obcasach”: Porzućmy płeć, bo ta aberracja trwa zbyt długo. No tak, rzeczywiście długo, od początku ludzkości. Od kiedy Bóg stworzył kobietę i mężczyznę. I nie wydaje się, żeby w tej kwestii miało się coś zmienić.
O ile dywagacje na temat sensu istnienia płci wydają się jałowe, a próba obarczenia winą za piekło kobiet papieża Jana Pawła II (tak, tak, to też pomysł pani doktor) – desperacka i z gruntu fałszywa, o tyle walka o prawa matek na rynku pracy ma głęboki sens. Tak, by nasze córki nie musiały doświadczać, co znaczy obśmiewana „matka Polka”.
Dorota Gawryluk
|