Taki to mamy postęp. Społeczeństwo zapłaciło za zapłodnienie in vitro. Ale coś nie wyszło, a firma zapładniająca, która wzięła kasę, nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności, więc teraz społeczeństwo miało zapłacić za aborcję. Tak się jakoś złożyło, że niedoszła mamusia zażądała aborcji w szpitalu prof. Chazana, o którym powszechnie od lat wiadomo, że aborcji nie wykonuje. Profesor oczywiście odmówił oferując inną, kompleksową pomoc. Kierując się po prostu sumieniem nie chciał też wskazać tego, co dziecku przerwie życie. Dla chcących dokonać aborcji nie powinien być to żaden problem, bo w Warszawie nie brakuje medyków aborcjonistów. Prof. Chazana postawiono jednak w stan oskarżenia i medialnego linczu. Wykonawczynią wyroku była Gronkiewicz-Waltz. Wyrzuciła z pracy wybitnego ginekologa, który doprowadził Szpital im. Świętej Rodziny do świetności. Dwa dni później w szpitalu dokonano pierwszej aborcji. Postęp zatriumfował. Diabeł rechocze. Tylko do kogo mają chodzić kobiety, które nie chcą rozwiązywać ewentualnych problemów poprzez aborcję? Skoro prawo w pewnych sytuacjach pozwala na aborcję, to nie znaczy, że każdy lekarz ma być zmuszany do aborcji czy przykładania do niej ręki. W mediach wypowiadało się tylu lekarzy, którzy drwili z prof. Chazana. Niech oni wykonują aborcje, a profesorowi nie-aborcjoniście pozwólmy ratować życie. Problem polega na tym, że aborcjoniści nie akceptują wyjątków. Z jakichś powodów chcą, aby wszyscy mieli krew na rękach. Ubabranie wszystkich tłumi wyrzuty sumienia?
Po zestrzeleniu pasażerskiego samolotu na terytorium Ukrainy podniosły się głosy, że Putin to morderca, psychopata, zagrożenie dla Europy i świata. Polskie władze przyłączają się do zgodnego chóru, że trzeba powołać komisję międzynarodową do całościowego wyjaśnienia sprawy. Kiedy jednak pod Smoleńskiem spadł samolot z prezydentem Kaczyńskim na pokładzie, to Putin był poważnym politykiem, który pragnie wyjaśnienia katastrofy. Politycy i media obozu rządzącego przekonywali, że sprawa jest „arcyboleśnie prosta”, że błąd pilotów, na których prawdopodobnie „ktoś naciskał” i trzeba tylko wyjaśnić, kto. Kazano nam wierzyć w bezczelne bzdury głoszone przez komisje Anodiny i Millera, że gen. Błasik był pijany, że prawdopodobnie był w kokpicie itp. Do tej pory nie mamy wraku. Premier Malezji od początku zajął jasne, zdecydowane stanowisko. Nasz premier przybijał piątki z Putinem. Daniel Olbrychski głosił, że za konflikt z Rosją odpowiada „polska megalomania”. Co teraz mówi ów autorytet III RP?
Inny „kwiatek”: Ewa Wójciak, dyrektorka Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu, nazwała papieża Franciszka „ch...”. Prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie, nie dopatrując się żadnego czynu zabronionego w wypowiedzi Wójciak. Natomiast profesor Legutko został skazany za nazwanie „smarkaczami” grupy wyrostków, domagających się wyrzucenia znaku krzyża z ich szkoły. Wkurzenie człowieka ogarnia…
Doświadczenie uczy, że zaraz znajdzie się ktoś, kto zacznie pouczać, że nie należy się wkurzać. Bo to ponoć niechrześcijańskie. Trzeba do wszystkich z uśmiechem i otwartością. Tyle, że to nieprawda. Jest bowiem czas uśmiechu i czas wkurzenia. Wszak wkurzał się także Pan Jezus. Mówił bez ogródek swoim oponentom, że są obłudnikami, kłamcami, a nawet synami diabła.
Dariusz Kowalczyk SJ |