Gdy rządowy zakręt mamy już za sobą, widzimy jaśniej, że władza ma w Polsce wyraźne cechy oligarchii, z elementami mediokracji. Potrzebna jest jakaś twarz, która będzie firmowała „rządy”, ale jakość tej osoby nie ma większego znaczenia. Dobrze naoliwiona maszyna przesłoni najbardziej bolesne braki, a w razie czego dorzuci jeszcze więcej kiepskiej, ale darmowej rozrywki. Każdy element wie, co ma robić, kiedy dopuścić więcej krytyki, a kiedy poluzować. Tusk zbudował naprawdę mocny system reprodukującej się władzy. Władzy, która skutecznie manipulując społeczeństwem wpędziła je w bierność obserwowaną chyba tylko po największych klęskach narodowych.
W tle widzimy proces jeszcze bardziej niebezpieczny: dalsze wyzbywanie się przez Polskę podmiotowości. Wyjątkowo słaby, przypadkowy minister spraw zagranicznych jest tu doskonałym symbolem zjawiska. Podobnie jak nowy szef komisji ds. służb specjalnych, rozłamowiec wybrany z listy palikociarni, znany z procesu o fałszowanie markowych wyrobów. Państwo polskie nie szanuje samo siebie, trudno więc oczekiwać szacunku ze strony innych. Bez większego zdziwienia przyjęto fakt, że nie ma nas przy stole omawiającym przyszłość Ukrainy, choć przecież propaganda głosi, że jesteśmy szanowani, cenieni i płyniemy w głównym nurcie. W rzeczywistości sprowadzamy się do roli unijnej prowincji, która nie ma narzędzi, a co gorsza, nie ma ambicji, by być lepszym, silniejszym, ważniejszym.
W tych niespokojnych czasach, które zdają się sugerować czasy naprawdę ciężkie, Telewizja Polska znalazła sobie nowe zajęcie: będzie promowała – za darmo – związki lesbijskie i homoseksualne. Decyzję o bezpłatnej emisji podjęła Komisja ds. Kampanii Społecznych TVP. Dzień z życia lesbijek będziemy oglądać na antenach: TVP1, TVP2, TVP Info, TVP Kultura oraz TVP Historia. To zapewne odreagowanie transmisji z kanonizacji Jana Pawła II, za którą niektórzy tak chwalili nadawcę publicznego. Teoretycznie mamy w naszych ustawach zapisaną ochronę wartości chrześcijańskich, mamy gwarancję poszanowania praw rodziny, ale „w realu” to nie ma znaczenia. Prawo to wynalazek, którego nowa, neomarksistowska lewica nie szanuje. No, chyba że chodzi o skazanie obrońców życia.
Cieszmy się więc resztkami dobrego społeczeństwa, którego uchowały się w naszym kraju. To może być już pożegnanie – i z tradycyjną rodziną, z instytucją rodzeństwa (kraj jedynaków!), i z pełnymi kościołami. Przed nami neurotyczna przyszłość w wyjałowionym kraju rozchwianych tożsamości, w kraju bez marzeń o wielkości. Ale też nie szukajmy winnych wokół; wina jest w nas. Bierność wobec agresji to cecha nie tylko „normalsów”, ale i wielu konserwatystów, sądzących, że powstrzymają nawałę samodzielnie przed własnymi drzwiami. Nie powstrzymają, o czym wiedzą mieszkańcy państw zachodnich, o ile jeszcze pamiętają świat przed potopem.
Ale oczywiście, nie traćmy otuchy. Jak śpiewa wspomniany na początku zespół „Albo i nie”, „Zostało «Pod Twą obronę» i wiara, że minie szaleństwo. I nadzieja, że w końcu Polacy wyciągną ręce ku przyszłym pokoleniom”.
Jacek Karnowski |