Niektóre media w Polsce głoszą wówczas triumfalnie: „no, proszę! Chwalą nas za granicą, doceniają naszą władzę i jej wielkie osiągnięcia, a tu opozycja taka malkontencka, tylko by krytykowała”. Dla mnie to żenująca sytuacja. Mam nieodparte wrażenie, że ktoś próbuje Polaków zmanipulować, aby nie patrzyli na rzeczywistość pod kątem swojego narodowego interesu, ale przez pryzmat zagranicy, kogo ona bardziej poklepuje po plecach. Można by to porównać, przy świadomości oczywistych różnic, do pochwał, jakimi władcy Kremla obdarzali swoich ludzi w PRL. Taki na przykład Wojciech Jaruzelski był honorowany przez Moskwę najwyższymi odznaczeniami. Chwalili nas!
Oczywiście, pochwały mogą być czasem zasłużone i są wówczas zwyczajnym gestem życzliwości, czy też po prostu opisem sytuacji. Tyle że w obecnej sytuacji zapytałbym się, czy Niemcy chwalą nasze władze dlatego, że dobrze troszczą się one o interes Polski, czy też dlatego, że są uległym partnerem w trosce naszych sąsiadów o ich interes. Nie mam żadnej pretensji do pani Merkel, że zabiega o interes niemiecki. To jej obowiązek. Pytam się tylko, o jaki interes zabiegają ci, których ona chwali. Jeśli na przykład kapitał niemiecki wykupił 90 procent lokalnej prasy w Polsce, to Niemcy będą nas chwalić, że jesteśmy tacy otwarci. Tyle że w samych Niemczech prawo zabrania sprzedawania niemieckich mediów obcym firmom. Tego rodzaju przykłady można by, niestety, mnożyć.
Analogiczną metodę manipulacji „na chwalenie” można zauważyć w odniesieniu do Kościoła. Stosują ją środowiska, które chcą marginalizacji Kościoła, czyli takiej w gruncie rzeczy bezobjawowej organizacji religijnej, która jak już coś powie, to tak ogólnie, aby wszystkim było miło, że na przykład nikogo i niczego (szczególnie grzechów) nie należy oceniać, bo Pan Bóg kocha wszystkich. A jeśli już coś krytykuje, to siebie samą, że np. nie jest dostatecznie otwarta na współczesność. Środowiska te próbują wychwytywać księży, którzy są im wygodni, a mianowicie takich, których łatwo podpuścić, aby „przywalili” biskupom i w ogóle katolikom, albo zrelatywizowali jakiś aspekt moralnego nauczania Kościoła.
Przed laty sam czułem się przedmiotem tego rodzaju zabiegów. Słyszałem pochwały: „Ksiądz jest taki odważny”, „Kościół potrzebuje takich otwartych księży, humanistów…”, „No, takiego księdza, to rzadko można spotkać”. Trzeba przyznać, że takie komplementy mile łechcą ludzką próżność. Z czasem można rzeczywiście uwierzyć, że jest się wyjątkowym księdzem. Ale często prawda jest inna. Jest się manipulowanym księdzem, sprowadzanym coraz bardziej na manowce. Kończy się to niekiedy porzuceniem stanu kapłańskiego albo też wyobcowaniem, kiedy instynktownie szuka się pochwał, aby poczucie owego wyobcowania przykryć. Nie brakuje też takich, którzy w porę dostrzegli niebezpieczeństwo i złapali właściwy dystans, pozostając ludźmi Kościoła.
Duchowość chrześcijańska poucza nas, że mamy szukać nie pochwał dla siebie, ale chwały Bożej. Sam Jezus w Ewangelii Jana gromi swych oponentów: „Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga?”.
Dariusz Kowalczyk SJ |