O absurdalności narzuconej Grecji polityki najlepiej świadczy to, że jej celem było zwiększenie konkurencyjności gospodarki w drodze obniżenia płac, czyli kosztów produkcji, a co za tym idzie – przez obniżkę cen. Ale jednocześnie „Trojka” nakazała niezwłoczne zrównoważenie budżetu w drodze niesłychanej podwyżki podatków, co w sumie spowodowało skutek wręcz odwrotny: ogólną zwyżkę cen. Owszem, płace zostały drastycznie obniżone, stopa życiowa ludności spadła o ponad jedną trzecią, ale Grecja tanim krajem się nie stała i jej gospodarka nadal jest niekonkurencyjna na rynkach światowych.
Dodajmy, że pakiety pomocowe zakładały nieustanną kontrolę wcielania w życie warunków postawionych Atenom. Jakiekolwiek odchylenia groziły natychmiastowym odcięciem od funduszów, które kapały kropelka po kropelce. Grecja pozytywnie przeszła pięć dorocznych przeglądów, więc zdaniem „pomocodawców” spełniała postawione jej warunki. Zatem gdyby polityka zaciskania pasa mogła doprowadzić do szczęśliwego końca, to by to już dawno nastąpiło.
Tymczasem Międzynarodowy Fundusz Walutowy, członek „Trojki”, już jesienią 2012 r. przyznał, że dalszy spadek PKB i trwanie kryzysu są właśnie skutkiem polityki oszczędności. Główny ekonomista MFW Olivier Blanchard wykazał błędność tego podejścia i skutkiem tego Christine Lagarde, dyrektor wykonawczy MFW, wysunęła postulat umorzenia części greckiego zadłużenia. Propozycja ta została zdecydowanie odrzucona przez rząd niemiecki. Kraj ten utrzymuje to samo stanowisko także dziś.
Co więcej – i to jest sprawa kluczowa – pakiety pomocowe nie mają nic wspólnego z tym, co powszechnie uważa się za pomoc. Mają one charakter pożyczek – dodajmy, że oprocentowanych na warunkach rynkowych. Biorąc pod uwagę, że oprocentowanie płacone przez państwo niemieckie jest dużo niższe od tego, które płaci Grecja, pakiety pomocowe przyniosły niemieckiemu podatnikowi sowite zyski.
Fundusze przyznane w ramach pakietów pomocowych nie trafiły do Grecji, ale w zdecydowanej większości do wielkich banków, które przed 2008 r. hojnie finansowały greckie deficyty budżetowe. Zatem pieniądze te w praktyce niezwłocznie powróciły do pożyczających państw. Tym samym pakiety pomocowe uchroniły niemieckich, holenderskich, brytyjskich i francuskich podatników przed koniecznością pokrywania strat swoich banków, które błędnie oceniły poziom ryzyka, udzielając pożyczek państwu greckiemu. Dzięki pakietom pomocowym ciężar ten przejął podatnik grecki.
Od lat wiadomo, że pozostając w strefie euro, Grecja nie jest w stanie osiągnąć takiego tempa wzrostu PKB, które pozwoliłoby jej spłacić długi. Raport MFW ujawniony tuż przed ostatnim referendum potwierdził uprzednie analizy. Jeszcze głośniej mówi o tym upubliczniony raport MFW z 10 lipca, przyznaje to także Komisja Europejska. Jaki zatem jest sens właśnie zawartego trzeciego „pakietu pomocowego”, który tak jak poprzednie postuluje dalszy ciąg tej samej, zupełnie skompromitowanej polityki zaciskania pasa i zakłada udzielenie kolejnych pożyczek przez państwa strefy euro? Pożyczki te zostaną niezwłocznie spożytkowane na spłacenie uprzednio zaciągniętych długów w tychże samych państwach, plus EBC i MFW.
|
Greckie „nie” powiedziane polityce zaciskania pasa jest tym samym „nie”, które Francuzi i Holendrzy w 2005 r. wypowiedzieli pod adresem „konstytucji” UE. Z tego powodu przywódcy europejscy jak ognia unikali poddawania jakichkolwiek decyzji pod powszechne głosowanie. Kolejne „pakty” były zatwierdzane przez tych, którzy w pierwszym rzędzie odnoszą korzyści z integracji, czyli polityków. Stąd od lat mówi się o „deficycie demokracji” w UE. Obywatele, ponoszący koszty tego procesu, na przykład w postaci ogromnego bezrobocia, nie mają głosu. Dopiero greckie referendum pokazało, że polityka zaciskania pasa wprowadzona celem przezwyciężenia kryzysu, u którego podłoża leży wspólna waluta, ukochane dziecko elit europejskich, nie cieszy się akceptacją zwykłego obywatela. Szczególnie istotny jest fakt, że to młodzi Grecy w zdecydowanej większości głosowali „nie”.
Ale, tak jak i w przypadku konstytucji UE, politycy – włącznie z greckim premierem Ciprasem – zignorowali tę opinię. Zawarty właśnie trzeci układ o pomocy dla Grecji – zawierający jeszcze cięższe warunki niż te, które Grecy odrzucili w referendum – nie rozwiązuje żadnego z podstawowych problemów strefy euro. Grecja ponownie otrzymuje kredyty od państw strefy euro, które niezwłocznie wyda na spłacenie uprzednio zaciągniętych kredytów w tejże strefie oraz EBC i MFW. Nikła część tego nowego pakietu trafi do gospodarki greckiej. W zamian za uniknięcie ogłoszenia bankructwa i wyjścia ze strefy euro premier Cipras, który twardo głosił antyoszczędnościowe poglądy, przystał na kontynuację polityki zaciskania pasa, włącznie z podwyżką podatków. Polityka ponownie zatryumfowała nad zdrowym rozsądkiem i wymogami praktyki i teorii ekonomii. Za wszelką cenę utrzymuje się fikcję, że euro przynosi korzyści.
Zatem, kryzys będzie trwać, a kwestia wyjścia Grecji ze strefy euro powróci. Jednak zanim to nastąpi, politycy wszelkiej maści będą mogli odetchnąć. Rachunek za wspólną walutę nadal będzie płacić szary obywatel, któremu nieprędko da się ponownie okazję do wyrażenia opinii na temat integracji europejskiej.
Kazimierz Dadak |