2013-10-23 17:11
Mam przypiętą „łatkę”, opinię, że publicznie krytykuję biskupów.
Komu zawdzięczam tę łatkę?
Może donosicielom, którzy przekręcali moje wypowiedzi?
Czy też ktoś opatrznie zrozumiał moje intencje i słowa?
Albo komuś było to na rękę?
Bo nawet przy pewnym „ostracyzmie” wobec mnie nie piszę na temat księży biskupów i nie wypowiadam się – mimo zaproszeń - w świeckich mediach.
W kościelnych mediach doceniam zalety i z szacunkiem dla prawdy raczej „zakrywam nagość”.
Traktowałem zawsze następców apostołów z wielkim szacunkiem i życzliwością, nawet wtedy gdy mówiłem coś do nich jak mężczyzna do mężczyzny.
Uważam jednak, że nie można zawsze przytakiwać przełożonym, zwłaszcza kiedy skutki jakiegoś działania mogą być niebezpieczne dla dobra innych dzieci Kościoła.
Sądzę, że lepiej jak powiem coś wprost, nawet gdy to nie podoba się. Dbam by mówić nie z buntu czy zemsty - staram się dbać o dobro Kościoła.
Rozumiem teologiczny sens, zakres władzy i godność biskupów.
Mam też świadomość biblijnego Dawida, że nie powinno podnosić rękę na pomazańca Bożego - od tego jest Bóg.
Poza tym całkiem lubię naszych biskupów warszawsko-praskich.
Może być mi jedynie przykro, że bez wzajemności.
Ale jak to mówi psychologia, często mylimy się w rozpoznaniu, kto jest dla nas naprawdę dobrze nastawiony.
Wierzę, że wcześniej czy później Pan Bóg pokaże prawdę.
Pokaże, kto był prawdziwym współpracownikiem biskupów a kto tak naprawdę szkodził jedną ręką Kościół budując a drugą Go burząc.