2013-11-03 00:18
Łk 19,1-10
Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: ”Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to szemrali: ”Do grzesznika poszedł w gościnę”.
Pan Jezus zwarcia się do Zacheusza – „MUSZĘ się zatrzymać w Twoim domu”.
Nie mówi: chcę, pragnę, powinienem…
Pan – sama wolność - musi.
Co go przymusza?
Otwarte serce człowieka grzesznego.
Czy takie serca przyciągają i mnie?
Czy nie boję się przypadkiem: co ludzie powiedzą, jak mnie osądzą i moje przyjaźnie z grzesznikami?
Co jakiś czas słyszę: księdzu nie wypada tak się wygłupiać, księdzu nie przystoi tak mówić, ksiądz nie powinien przyjaźnić się z kobietami, ksiądz powinien zachować dystans do tych ludzi itd.
Boli mnie, ale nie lekceważę ludzkich upomnień.
Jest w tych przestrogach przecież mądrość doświadczenia.
Ale jednocześnie jest to droga do zamknięcia się w plebanii, za biurkiem w kancelarii i rozmawiania z wiernymi tylko z poziomu ambony.
Brak mi czasem w wzorcowym zachowaniu eleganckiego księdza w sutannie z wystającymi białymi mankietami postawy pasterza, który idzie za zagubioną owcą.
Brak mi postawy Jezusa, który zatrzymał się dziś na gościnie w domu publicznego grzesznika, Zacheusza.
Kapłan ukryty na plebanii nikogo nie zgorszy, ale też nikomu nie powie spontanicznie, podczas zwykłej rozmowy, jak dobry jest Bóg.